Spór w sprawie lotniska w Modlinie trwa już blisko dwa lata. Wciąż nie ma zgody między głównymi udziałowcami w sprawie przyszłości portu. Należy on do czterech właścicieli: przedsiębiorstwa państwowego Porty Lotnicze,samorządu Mazowsza, Agencji Mienia Wojskowego i gminy Nowy Dwór Mazowiecki. Szefowie spółki lotniskowej zarzucają PPL-owi, który ma niecałe 30 proc. udziałów, że blokuje rozbudowę lotniska. Prezes Szpikowski nie zgodził się na emisję obligacji na kwotę 60 mln zł, która miałaby pozwolić na rozbudowę zapychającego się terminala i remont części dróg kołowania. Przez port przewija się już 3 mln podróżnych i w niektórych porach nie jest w stanie obsłużyć dodatkowych pasażerów.

Według prezesa Szpikowskiego kwota 60 mln zł nie wystarczy, by port wyszedł na prostą. Spodziewa się, że trzeba będzie w niego zainwestować znacznie więcej pieniędzy, bo w nie najlepszym stanie są płyty postojowe i pas startowy. Ten ostatni miałby wymagać dużych inwestycji zwłaszcza w przypadku zwiększenia liczby podróżnych do 6 mln rocznie, co planuje spółka w najbliższych latach. Według PPL-u Modlin nie chce pokazać dokumentów, które wskazywałyby zakres koniecznych prac w najbliższych latach.

PPL zarzuca także władzom spółki, że podpisały dość niekorzystną umowę z liniami Ryanair (to jedyny przewoźnik w Modlinie), który za obsługę pasażera płaci portowi tylko 5 zł. Szpikowski zaznaczył, że na Lotnisku Chopina jest to 41 zł, a w innych portach regionalnych np. w Gdańsku czy Poznaniu odpowiednio 28 i 18 zł.

Samorząd Mazowsza jesienią zeszłego roku zaczął rozważać opcję wykupu udziałów od przedsiębiorstwa Porty Lotnicze. Według wstępnych wyliczeń miałaby one kosztować ok. 100 mln zł. To miałoby przerwać impas w sprawie lotniska.

Reklama

W piątek prezes PPL po raz pierwszy jasno zadeklarował: "Możemy sprzedać nasze udziały". Jednocześnie zaznaczył, że musi najpierw pojawić się w tej sprawie konkretna propozycja.

Do tych słów odniósł się w piątek marszałek Adam Struzik: - Jeśli PPL rzeczywiście jest gotowy wycofać się z Modlina, to jest to oczywiście dobra informacja dla portu. Chociaż dziwne, że nie ma o tym słowa w piśmie, które dziś trafiło do nas z PPL. Jesteśmy gotowi do przejęcia udziałów w PPL i kontynuowania rozwoju portu. Straciliśmy już dużo czasu – stwierdził Struzik.

Na razie nie wiadomo, ile wyjdzie z deklaracji obu stron. Obecnie firma konsultingowa EY prowadzi badania ksiąg finansowych w Modlinie. Zapewne po zakończeniu tego etapu będzie mówić o kolejnych krokach.

Tymczasem PPL nie rezygnuje z dużych inwestycji na lotnisku w Radomiu, które ma się stać portem komplementarnym dla Warszawy. Prezes Szpikowski liczy, że z Okęcia przeniosą się tam czartery i tanie linie, a wtedy w stolicy będzie więcej miejsca dla tradycyjnych przewoźników, w tym dla LOT-u.

Na razie przebudowa portu w Radomiu łapie jednak opóźnienie. Prawie rok temu prezes Szpikowski zakładał, że lotnisko zacznie działać już jesienią 2019 roku. Teraz PPL ma jednak kłopot m.in. z przebudową pasa startowego, który ma być wydłużony o pół kilometra. Cena w przetargu znacznie przekroczyła kosztorys. Zakładał on, że roboty będą kosztować 88 mln zł, a tymczasem jedyna oferta przekroczyła 280 mln zł. Przetarg został unieważniony.

Teraz ma być ogłoszony kolejny. PPL zakłada, że przebudowa lotniska zakończy się latem przyszłego roku i jesienią będzie mógł przyjąć pierwsze samoloty. W pierwszym etapie inwestycja miałaby pochłonąć 425 mln zł, ale przy rosnących kosztach prac budowlanych to mało realne.

Tymczasem linie lotnicze nie garną się do przenosin do Radomia. Mimo to prezes Mariusz Szpikowski jest spokojny o to, że port nie będzie pusty. Do wyprowadzki z Warszawy przewoźników czarterowych i tanie linie mają zmusić inwestycje na Lotnisku Chopina. Ma być przystosowywany dla przewoźników sieciowych, u których duży odsetek klientów przesiada się z jednego połączenia na drugie.

>>> Czytaj też: Konflikt zabija Modlin. Port Lotniczy może stracić płynność finansową