Dyplomata zauważył, że w mediach pojawiają się próby przeprowadzania paraleli pomiędzy kryzysem krymskim i obecnym dążeniem Rosji do głębszej integracji z Białorusią. Komentując takie porównania, Babicz oświadczył: "rozpatrujemy to jako przykład otwartej, całkowicie jawnej, cynicznej prowokacji informacyjnej".

Dodał, że nie ma mowy o "żadnej korelacji" pomiędzy wydarzeniami na Krymie w 2014 roku, a stosunkami Rosji i Białorusi.

Opinię, że Kreml może nosić się z zamiarem "wchłonięcia" Białorusi, wyrażają niektóre media i analitycy w obu krajach. Komentatorzy w Rosji dopuszczają możliwość postawienia przez Rosję na rozwój Państwa Związkowego jako na sposób, który pozwoliłby prezydentowi Władimirowi Putinowi na dalsze rządy - bez naruszania konstytucji - po zakończeniu w 2024 roku jego obecnej, drugiej pod rząd kadencji prezydenckiej.

Babicz powiedział także, że Moskwa nie nalega na uznanie przez władze w Mińsku przynależności Krymu do Rosji. Odwołując się do niedawnej wypowiedzi prezydenta Alaksandra Łukaszenki na ten temat, Babicz poinformował, że Rosja nie uważa za potrzebne komentowania tego oficjalnego stanowiska.

Reklama

Łukaszenka na dorocznej konferencji prasowej 1 marca powiedział, że nie zamierza zmieniać swego oficjalnego stanowiska w sprawie Krymu, tzn. uznać go za część Rosji. Wskazał, że jako świadek podpisania memorandum budapeszteńskiego z 1994 r., uznającego Krym za terytorium Ukrainy, nie może podpisać czegoś sprzecznego z tym postanowieniem.

"Co to zmieni, jeśli powiem dzisiaj, że Krym jest rosyjski" – pytał, dając do zrozumienia, że taka zmiana przyniosłaby Mińskowi polityczne straty.

>>> Czytaj też: "FAZ" ostrzega: Europa daje Kremlowi nową broń - Nord Stream 2. To w dużej mierze zasługa Niemiec