Innymi słowy, mamy do czynienia z coraz bardziej szaloną polaryzacją. Im „Newsweek” bardziej liberalnie, tym „Do Rzeczy” bardziej w prawo; im NaTemat dalej w III RP, tym wPolityce bardziej wIV RP. TVP zprędkością światła rozjeżdża się zTVN; co zhejtuje „Wyborcza”, to hejtuje ją wtrójnasób. Także iwramach większych skupisk gwiezdnych powiększają się odległości – media lewicowe oddalają się od tych lewicowszych; Polskie Radio idzie wprawo nieporównanie wolniej niż taka na przykład „Gazeta Warszawska”, która, całkiem możliwe, dotarła już na sam skraj nieskończoności. Czy tylko wPolsce? Ależ nie. Widmo polaryzacji krąży nad Zachodem irozstrzeliwuje media, coraz częściej napędzane radykalizującymi znatury algorytmami Facebooka, YouTube’aiTwittera. Wraz zmediami, jak sądzimy, na gwiezdnych archipelagach oddala się od siebie sfragmentaryzowana populacja.
Pytamy więc bez końca: jak odpolaryzować politykę? Jak stworzyć coś w rodzaju szerokiego centrum? Jak sprawić, żeby skłócone politycznie nacje znalazły wspólny język i zakończyły swoje wojny domowe? Czy to w ogóle jest możliwe?
A oto hipoteza bardziej radykalna niż wszystkie artykuły „Gazety Warszawskiej” razem wzięte: centrum istnieje i ma się coraz lepiej. Jesteśmy coraz bardziej umiarkowani, tylko w obliczu gwiezdnej ekspansji mediów i społecznościówek straciliśmy narzędzia, by to zauważyć. Co sprawia, że stajemy się bardziej wyważeni? Otóż najlepszym narzędziem politycznej normalności jest… tak zwane przegięcie pały.