Spowolnienie to nie kryzys. Wcale nie musi być gospodarczą destrukcją. Gospodarka nadal się rozwija, tylko słabiej. Maleje popyt, firmy mają mniejsze zyski, ale sytuacja nie jest na tyle poważna, by prowadzić do trwałej utraty jakichś ekonomicznych zasobów. Taka forma dekoniunktury, u progu której – jak wiele na to wskazuje – właśnie stoimy, może mieć wręcz dobry efekt. Trzymając się medycznych porównań: może zadziałać prewencyjnie jak szczepionka przed dużo gorszym kryzysem w przyszłości. Muszą jednak zostać spełnione pewne warunki, dostarczone odpowiednie przeciwciała, które podniosą naszą ekonomiczną odporność.
Odkręcenie regulacyjnej śruby
To, że Michael O,Leary, szef tanich linii lotniczych Ryanair, lubi szokować, wiadomo nie od wczoraj. Ale gdy w lutym 2008 r. powiedział, że jego branża potrzebuje recesji, wprawił wszystkich w osłupienie. – Nie wiem, dlaczego próbujemy jej zapobiec. My przecież potrzebujemy recesji – stwierdził szef Ryanaira i dorzucił, że z radością powitałby spowolnienie gospodarcze trwające co najmniej rok. Dlaczego? Bo pomogłoby to branży lotniczej pozbyć się różnych opłat środowiskowych i „wielu bzdur o środowisku, o których mówi się w odniesieniu do lotnictwa”. Jego zdaniem recesja pozwoliłaby też ukrócić „regulacyjną niekompetencję”, czyli zmusić niektóre lotniska do obniżenia opłat. Bo to one są główną barierą wejścia dla takich firm jak Ryanair.
>>> Czytaj też: Świat wkracza w recesję? 7 wykresów, które pokazują, w jakim stanie jest dziś globalna gospodarka
Marzenie O,Learyego spełniło się z nawiązką. Kilka miesięcy później wybuchł światowy kryzys finansowy, który rzeczywiście wepchnął największe gospodarki świata w nie lada kłopoty. A przy tym zweryfikował słowa szefa tanich linii. Okazało się, że miał on sporo racji, gdy stawiał swoje diagnozy. Co prawda recesja to zawsze zło, bolesna choroba, z której wyjście jest długie i kosztowne: ze wzrostem bezrobocia, ubożeniem niektórych grup społecznych, miliardami euro wydanymi na ratowanie upadających banków. Ale co do zasady O,Leary się nie pomylił: gorsza koniunktura w gospodarce zmusza decydentów do stosowania bardziej liberalnego podejścia – regulacyjnego poluzowania w sektorze przedsiębiorstw. Jednym z przykładów były działania polskich władz z lat 2007–2015, dla których punktem honoru było utrzymanie polskiej zielonej wyspy na oceanie europejskiej recesji.
To jest właśnie jeden z korzystnych efektów wejścia gospodarki w ostry zakręt. Władzy zaczyna bardzo zależeć na utrzymaniu wzrostu, na tym, by firmy nadal działały, zatrudniały, by podupadająca gospodarka nie wygenerowała dodatkowo społecznych niepokojów. Bo te, jak wiadomo, eskalując, mogą doprowadzić do obalenia rządu. Dlatego władza jest w stanie wiele odpuścić. Utrzymanie w Polsce wzrostu gospodarczego mimo szalejącego kryzysu wykreowało takie wynalazki jak elastyczne formy zatrudnienia. Pomijając ich późniejsze negatywne skutki (które wzięły się z tego, że zaczęto ich nadużywać), w zamyśle pomysłodawców miały one odciążyć przedsiębiorców, zmniejszając koszty pracy, i być uzupełnieniem całego pakietu antykryzysowego, który zakładał nawet dopłaty do utrzymania zatrudnienia. Tym akurat firmy były mniej zainteresowane – bardziej zależało im na poluzowaniu stosunków pracy. Żeby nikt się nie czepiał wypychania pracowników na samozatrudnienie, zastępowania etatów umowami o dzieło czy zatrudniania tylko na czas określony. Decydenci na to przystali. Rozumowanie było takie: skoro pracownik na umowie cywilnoprawnej lub z własną działalnością gospodarczą jest tańszy (bo nie trzeba płacić niektórych składek od jego wynagrodzenia, nie ma on gwarancji płatnego urlopu itp.), to motywacja, by go zwolnić, też będzie mniejsza. Odciążony w ten sposób przedsiębiorca będzie działał dalej, więc w sumie gospodarka będzie się rozwijać.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
obserwator(2019-11-02 14:12) Zgłoś naruszenie 148
Chądzyńskinie rozróżnia pomiędzy ograniczanie biurokracji a tolerowaniem kradzieży VAT z budżetu państwa na dziesiątki miliardów złotych. Wszak do tej pory ten dziennikarz uważa, że po 2015 roku w Polsce nie było żadnego uszczelnienia podatków a wzrost dochodów budżetu o 50% to zrobiły krasnoludki. Lemingi totalne to kupią wraz z Chadzynskim, który takimi dziecinnymi artykułami dalej będzie zaklinał rzeczywistość.
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzadamos(2019-11-03 09:55) Zgłoś naruszenie 20
jest uszczelnienie. Ale jest też dociskanie przedsiębiorców, narastające zatory platnicze, a VAT jest płacony; znaczy to że przedsiębiorcy KREDYTUJĄ państwo na 2-3 miesiące. Poza tym wymuszone przez państwo podwyżki płac; oczywiustym skutkiem jest wzrost podatków. To, że przy okazji rosną ceny i spada siła nabywcza zarabianych pioeniędzy już nie wspominam. Zatem recesja jest NAM POTRZEBNA. Teraz, gdy rządzi PiS. By to PiS musiał liberalizować, ścinać administrację, redukowac bariery i oszczedzać na wydatkach publicznych. To im sie NALEZY
Autor(2019-11-02 23:21) Zgłoś naruszenie 83
"Jednym z przykładów były działania polskich władz z lat 2007–2015, dla których punktem honoru było utrzymanie polskiej zielonej wyspy na oceanie europejskiej recesji" - dość odważne stwierdzenie o ludziach, którzy koło honoru nawet nigdy nie stali..
OdpowiedzEmigrant(2019-11-02 18:30) Zgłoś naruszenie 30
Mądre i zasadzie prawdziwe stwierdzenie dotyczące rynku. Jest jeden problem nie dotyczy to UE bo tu wzrost gospodarczy jest nie spowolniony w rozwijającej się gospodarce ale poniżej średniej światowej co oznacza nie spowolnienie jak u innych ( np. USA i kraje rozwijające się z wzrostem powyżej średniego światowego) ale oznacza nie nadążanie z gospodarka lub zwijaniem interesu w UE a to już inny obraz bo coraz trudniej dogonić peleton albo inaczej mówiąc spadamy coraz niżej na liście krajów rozwiniętych. Już wielu członków UE można było by zaliczyć do drugiej ligi a w pierwszej pojawiły się te, które całkiem niedawno były w trzeciej. Jak rozumieć więc pozytywny kontekst tego artykułu? Owszem prawda ale nie gdy gospodarka się zwija u ciebie a peleton odjeżdża w dal. U innych idzie do przodu w tempie ciągle do pozazdroszczenia a tu artykuł chwalący spowolnienie. To tak jak chwalenie grającej orkiestry na tonącym w tym momencie Titanicu. Czy nikt nie widzi, że gospodarka UE ma znacznie większy problem niż inne rejony świata? Przedruk z prasy amerykańskiej (szczególnie CNN, które co chwila wieszczy koniec gospodarki pod rządami Trumpa a wskaźniki zawsze okazują się lepsze niż je przedstawiał ten monotematyczny serwis) i delektowanie się tym, że amerykanie martwią się swoim spowolnieniem jest zamiataniem problemu pod dywan gdy wzrost z którego amerykanie nie są zadowoleni jest nieosiągalny w UE od kilku lat a w zasadzie permanentnie od kryzysu 2008 z którego mieliśmy wyjść 2 lata temu i był obwieszczony na 2-3 miesiące aby znowu przyłączyć powoli odłączane "kroplówki" z EBC podtrzymujące sztucznie gospodarkę UE.
OdpowiedzAron(2019-11-03 20:25) Zgłoś naruszenie 10
Autor chyba zwariował ?
Odpowiedz