David Autor, David Dorn, Gordon H. Hanson, Gary Pisano i Pian Shu przygotowali pracę „Foreign Competition and Domestic Innovation: Evidence from U.S. Patents” („Zagraniczna konkurencja i krajowe innowacje: dowody z amerykańskich patentów”). Sprawdzili w niej jak konkurencja ze strony Chin wpłynęła na liczbę patentów rejestrowanych przez firmy z USA. Autorzy przeanalizowali dane z ostatnich trzech dekad.

Okazuje się, że w sektorach z większą konkurencją ze strony firm z Chin następowało zmniejszenie liczby krajowych patentów. Jest to spowodowane tym, że większa konkurencja zmniejsza sprzedaż i zyski i w efekcie wydatki na badania i rozwój. Wyniki tej analizy są argumentem za polityką gospodarczą azjatyckich tygrysów takich jak Japonia czy Korea Południowa, gdzie władze blokowały konkurencję z zagranicy dla krajowych firm i gdzie liczba patentów, w przeliczeniu na liczbę ludności, jest największa na świecie.

Może też dawać częściowo odpowiedź na pytanie, dlaczego polska polityka otwarcia na konkurencję firm z krajów UE nie spowodowała powstania dużej ilości innowacyjnych spółek. Wniosek: zbyt duża konkurencja z zagranicy może szkodzić rozwojowi gospodarczemu kraju.

Simon Jäger, Benjamin Schoefer i Jörg Heining opracowali analizę „Labor in the Boardroom” („Pracownicy w zarządzie”). Badają w niej skutki reformy jaką przeprowadzono w Niemczech w sierpniu 1994 r. Wówczas dla części firm wycofano obowiązek przeznaczania jednej trzeciej miejsc w zarządzie dla przedstawicieli pracowników.

Reklama

Jest więc możliwość porównania jak radziły sobie spółki zarządzane częściowo przez pracowników. I okazuje się, że bardzo dobrze. W takich firmach rosną inwestycje, a pensje nie przewyższają rynkowych. Dlaczego?

Autorzy tłumaczą, że dla pracowników firma, w której pracują daje im zwykle 100 proc. dochodów, a więc mają interes w tym, by działała możliwie długo i się rozwijała. Stąd nacisk na inwestycje i kontrola kosztów. Z kolei bardzo wielu akcjonariuszy ma tylko krótkoterminowe podejście do inwestycji, chcąc szybko dużo zarobić a potem sprzedać udziały i poszukać innej inwestycji.

Peter Arcidiacono, Josh Kinsler i Tyler Ransom przygotowali pracę „Legacy and Athlete Preferences at Harvard” („Dziedzictwo i preferencje dla atletów na Harvardzie”). Ten mało pasjonujący tytuł ukrywa bardzo ciekawą analizę, która stała się możliwa dzięki pozwowi jaki złożyła organizacja Studenci Dla Uczciwych Kryteriów Przyjmowania Na Studia (ang. Students For Fair Admissions). W wyniku tego pozwu Uniwersytet Harvarda udostępnił dane, z których wynika, że prawie połowa studentów na tej najbardziej renomowanej chyba uczelni świata to tzw. ALDC. To skrót oznaczający osoby, które dostały się do tej szkoły dzięki różnym preferencjom. Są tam studenci, którzy wyróżniali się osiągnięciami w sporcie, ale także dzieci absolwentów Harvardu, pracowników uczelni oraz osoby z polecenia rektora (tam znajdują się głównie krewni hojnych darczyńców na rzecz uczelni).

Wyjątkowo interesujące jest jednak to, że wśród białych studentów prawie połowa (dokładnie 43 proc.) to tzw. ALDC, czyli co drugi biały uczeń Harvardu dostał się dzięki formie protekcji. Wśród studentów innych ras tylko 16 proc. to ALDC. Autorzy konkludują, że gdyby zlikwidować wszelkie rodzaje „forów” przy przyjmowaniu na studia odsetek białych na Harvardzie drastycznie by spadł.

Richard Blundell, Ran Gu, Søren Leth-Petersen, Hamish Low i Costas Meghir opracowali analizę „Durables and Lemons: Private Information and the Market for Cars” („Trwałe i wadliwe samochody: asymetria w dostępie do informacji na rynku aut”). Analizują w niej bazę danych rejestrowanych aut w Danii za lata 1992-2009 oraz ceny aut używanych w tym kraju. Ma to na celu wyliczenie jakiego rabatu domagają się kupujący auta z drugiej ręki.

Chodzi o to, że nie ma możliwości stwierdzenia czy używane auto nie jest wadliwe. Dlatego racjonalny kupujący zakłada, iż jest prawdopodobieństwo, iż sprzedający ukrywa przed nim faktyczny stan techniczny auta. W efekcie jest skłonny za takie auto zapłacić mniej, niż gdyby miał pewność co do jego stanu technicznego. Z analizy wynika, że rabat jest najwyższy w pierwszym roku użytkowania auta i wynosi 18 proc.

Cristina Bellés-Obrero i María Lombardi przygotowały pracę „Teacher Performance Pay and Student Learning: Evidence from a Nationwide Program in Peru” („Płacenie nauczycielom za efekty: dowody z programu w Peru”). Badają w niej skutki wprowadzenia w 2015 r. w szkołach średnich w Peru programu płacenia nauczycielom za wyniki ich uczniów.

Program polegał na tym, że dyrektorzy i nauczyciele 20 proc. szkół, których uczniowie poradzili sobie najlepiej w teście, otrzymali istotną premię. Naukowcy sprawdzili czy uczniowie nauczycieli, którzy otrzymali premię zaczęli osiągać lepsze wyniki w wewnętrznych sprawdzianach. I okazuje się, że nie. Nie ma żadnej zależności między wypłatą dodatkowych pieniędzy a wynikami studentów.

Artjoms Ivlevs, Milena Nikolova i Olga Popova opracowali analizę „Former Communist Party Membership and Present-Day Entrepreneurship in Central and Eastern Europe” („Członkostwo w partii komunistycznej w czasach socjalizmu a przedsiębiorczość w kapitalizmie w Europie Środkowej i Wschodniej”). Zauważają w niej, że po upadku komunizmu w Europie Wschodniej byli członkowie partii znacznie częściej niż inne grupy społeczne zakładali własne biznesy.

Jednak nie wiadomo czy to „parcie do biznesu” wynikało z dostępu do zasobów, informacji i możliwości, które dawała przynależności do partii, czy też z tego, że do partii trafiali ludzie o cechach charakteru, które częściej przejawiają przedsiębiorcy. Z analizy autorek wynika, że biznesy członków partii miały krótszą żywotność niż zakładane przez inne osoby. A to jest spowodowane tym, że byli członkowie partii mieli mniej cech osób przedsiębiorczych niż przeciętnie w populacji. Tak więc partia ułatwiała start w biznesie, ale nie dawała patentu na sukces.

Autor: Aleksander Piński