Przyznał on, że w urzędzie badana jest kwestia alternatywy wobec kwestionariuszy wysyłanych raz na 10 lat do wszystkich gospodarstw domowych w kraju. "Szczerze mówiąc, spis jest tylko o tyle dobry, o ile dostarcza danych. Zobaczmy, czy możemy mieć to samo szybciej, używając innych strategii" - powiedział Diamond, cytowany przez BBC.

ONS szacuje, że koszt spisu w Anglii i Walii (w Szkocji i Irlandii Północnej odbywają się one w tym samym czasie, ale to nie ONS je przeprowadza) wyniesie 906 mln funtów, co jest kwotą prawie dwukrotnie większą niż w poprzednim spisie w 2011 r.

Pierwszy oficjalny spis w Wielkiej Brytanii został przeprowadzony w 1801 r. - wykazał on, że populacja Anglii, Szkocji i Walii wynosiła wówczas 9 milionów. W 1841 r. po raz pierwszy głowa każdego gospodarstwa domowego musiała spisać wszystkie osoby, przebywające danego dnia pod danym adresem, co stało się modelem dla współczesnych spisów, choć z czasem liczba pytań w kwestionariuszu rosła.

Diamond wyraził nadzieję, że dane z innych źródeł - jak spisy wyborców, dane z urzędów podatkowych, ubezpieczenia społecznego czy prawa jazdy - mogłyby zastąpić tradycyjne spisy. Jak dodał, takie dane administracyjne w połączeniu z regularnymi badaniami ludności na dużą skalę mogłyby dostarczyć lepszych i bardziej szczegółowych informacji w sposób tańszy i bardziej aktualny, choć zastrzegł, że nie podjęto żadnych decyzji.

Reklama

"Odejdziemy (od spisu) tylko wtedy, gdy będziemy mogli odtworzyć to bogactwo danych" - zapewnił. Powiedział też, że decyzja w tej sprawie zostanie podjęta dopiero w 2023 r., kiedy opublikowane zostaną szczegółowe wyniki i dokonana zostanie ocena samego procesu spisowego. Brytyjski rząd już w 2018 r. wskazał, że celem jest korzystanie po 2021 r. z innych źródeł danych, choć nie napisano wprost o rezygnacji ze spisu.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)