Europa zamyka się w kwarantannie. Nieczynne galerie handlowe, kina, restauracje, duża część pracy biurowej przeniosła się do domów. Każdy tydzień, a nawet dzień przynosi kolejne obostrzenia, nowe rygory, dalszą izolację. Ekonomiści próbują szacować gospodarcze skutki tego zamknięcia. Na oficjalne dane trzeba jednak czekać tygodnie, a czasami miesiące. Trwają więc poszukiwania innych wskazówek na temat tego, co się dzieje w gospodarkach.

Ostatni gasi światło

Zapotrzebowanie na energię elektryczną spadło w Polsce w tygodniu 16-22 marca o 4 proc. w porównaniu z poprzednim tygodniem – głosi raport think tanku Ember, specjalizującego się w kwestiach energetyki. To był pierwszy tydzień, w którym obowiązywały wprowadzone przez rząd nadzwyczajne regulacje nakierowane na zahamowanie epidemii.

Na tle niektórych krajów Europy Zachodniej wypadamy jednak „blado”. O jedną dziesiątą mniej elektryczności niż tydzień wcześniej wykorzystywali Hiszpanie. Francja i Włochy, które również rozpoczynały powszechną kwarantannę lub izolację, zamykanie urzędów i firm, notowały spadki zużycia prądu o 12 proc. W Italii w ciągu dwóch tygodni zużycie elektryczności zmniejszyło się już o 20 proc. Dla porównania, zapotrzebowanie na prąd w chińskiej prowincji Hubei jest obecnie – w dwa miesiące od wprowadzenia blokady regionu – o 30 proc. niższe niż w tym samym okresie ubiegłego roku.

Reklama

To – jak podkreślają autorzy raportu – można przypisać skutkom koronawirusa. Podawane wielkości zostały bowiem skorygowane o różnicę w temperaturze powietrza, która w dużym stopniu wpływa na zapotrzebowanie na prąd.

SMS zamiast pocztówek

Zdaniem Jakuba Rybackiego, ekonomisty ING Banku Śląskiego, dane o zużyciu energii to „ważne proxy dla aktywności gospodarczej na najbliższe miesiące”. Proxy, czyli wskaźnik, który może przybliżać to, co się dzieje w gospodarce. Na oficjalne dane przyjdzie bowiem trochę poczekać, a sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Na przykład GUS opublikował dane za luty w drugiej połowie marca – a już teraz wiadomo, że mają one wartość historyczną. O odczycie inflacji za luty, który wyniósł 4,7 proc., ekonomiści mBanku napisali, że jest to „ostatnia pocztówka ze starego świata”. A inflacja jest jedną z pierwszych publikacji w miesięcznym cyklu GUS…

Nawet kiedy poznamy w końcu dane za marzec, ich interpretacja będzie utrudniona. W pierwszej połowie miesiąca gospodarka funkcjonowała normalnie – panowała niepewność, przedsiębiorcy szykowali się na spowolnienie, ale (zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy) nie działo się nic nadzwyczajnego. Sytuacja diametralnie zmieniła się, gdy 12 marca wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. Zamknięto szkoły, galerie handlowe, wstrzymano ruch lotniczy, z gastronomii można korzystać tylko na wynos. Wraz z upływem czasu rząd zaostrzał izolację. A dane za marzec pokażą –teoretycznie – jakąś uśrednioną wartość dla całego miesiąca. Z pewnością statystycy GUS przedstawią dane poprawne metodologicznie, ale można też przypuszczać, że żadna metodologia nie jest przygotowana na tak gwałtownie zmieniające się warunki. Nie zmienia to faktu, że użyteczność tych danych będzie mniejsza niż w normalnych czasach.

"Na pewno pojawi się popyt na rozwiązania, które będą przybliżać aktywność gospodarczą on-line."

Dlatego też progności i analitycy potrzebują innych źródeł informacji. Zamiast „pocztówek”, którymi są regularne publikacje instytucji statystyki publicznej, konieczne są bardziej bieżące formy komunikacji, takie „gospodarcze SMSy”. A gdzie popyt – tam podaż. Jakub Rybacki ocenia, że w okresie epidemii oraz kolejnych kwartałach wzrośnie zainteresowania bazami danych o wysokiej częstotliwości i technikami Big Data w prognozowaniu makroekonomicznym. – Na pewno pojawi się popyt na rozwiązania, które będą przybliżać aktywność gospodarczą on-line – mówi. I wskazuje inne potencjalne proxy: wyniki zapytań do Google odnośnie rynku pracy (Google Trends), a dla produkcji przemysłowej – np. emisje zanieczyszczeń, które udostępnia Państwowy Inspektorat Środowiska.

Inwestorzy już przetarli szlaki

Poszukiwanie informacji poza oficjalnymi źródłami to żadna nowość dla rynkowych graczy. Trudno uzyskać przewagę nad innymi inwestorami, opierając się wyłącznie na publicznie dostępnych danych. Dlatego zarządzający aktywami często przyglądają się różnym sygnałom, które mogą wskazywać na sytuację w gospodarce.

– Oficjalne dane nie mają teraz większego znaczenia, wszystkie odczyty będą bardzo opóźnione. Trwa więc poszukiwanie takich informacji, które będą w stanie przybliżyć to, co się dzieje w gospodarce. Nie da się jednak znaleźć jednej liczby, bo skala tego hamowania jest zbyt szeroka – mówi Konrad Augustyński, dyrektor Biura Zarządzania Metodami Ilościowymi w TFI PZU. Dodaje, że można szukać wskazówek dla poszczególnych branż – dla turystyki na portalach z ofertami, w danych o sprzedaży samochodów.

Inwestorom przyświeca jednak nieco inny cel niż ekonomistom przygotowującym prognozy. Z rynkowego punktu widzenia chodzi przecież o wypracowanie najlepszej strategii inwestycyjnej, a niekoniecznie najtrafniejszej prognozy makroekonomicznej. – Wszyscy obserwują teraz dane o rozwoju epidemii, żeby uchwycić moment, w którym sytuacja zacznie się poprawiać, by zacząć zmieniać alokację w kierunku bardziej ryzykownych aktywów – mówi zarządzający.

Nie jest oczywiście tak, że ekonomiści nie sięgają po alternatywne dane, by monitorować gospodarki. W wielu przypadkach to właśnie informacje spoza oficjalnej statystyki pozwalają poznać prawdziwą sytuację gospodarczą. Dzieje się tak w przypadku krajów rozwijających się, gdzie można mieć wątpliwości co do wiarygodności danych, na przykład Chin. W badaniu z 2019 r. naukowcy z uniwersytetów w Chicago i Hongkongu zauważyli, że sposób raportowania wzrostu PKB przez władze lokalne zachęca je do „naciągania” go w górę. A następnie autorzy raportu przeanalizowali m.in. informacje podatkowe, satelitarne zdjęcia nocnych świateł w miastach, zużycie energii, przewozy kolejowe, dane o wymianie handlowej. I oszacowali, że wzrost PKB Chin w latach 2010-2016 mógł być zawyżony o ok. 1,8 pkt. proc.

Czym innym jest jednak korygowanie oficjalnych danych po fakcie, a czym innym monitorowanie gospodarki w trybie „na żywo”. – Teraz instrumentarium musi się rozszerzać, bo sytuacja jest dynamiczna – podsumowuje Augustyński.

Autor: Maciej Jaszczuk