W Polsce w wyniku epidemii koronawirusa recesja jest nieunikniona, ale głębokiego kryzysu być może uda się uniknąć - uważają eksperci firmy Doradczej Deloitte - Julia Patorska i Paweł Spławski.

Eksperci Deloitte - liderka zespołu ds. ekonomicznych Julia Patorska i lider programu CFO (ang. Chief Financial Officer - dyrektor finansowy - PAP) w Polsce Paweł Spławski wskazali, że obecnie spowolnienie gospodarcze jest faktem, nie wiadomo natomiast jak głęboka będzie recesja.

"Nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć z jak głębokim wstrząsem mamy do czynienia. Na pewno jest za wcześnie, żeby mówić o głębokim kryzysie. Recesja jest już natomiast pewna. Impulsy, które do niej prowadzą to między innymi spadek krajowego i zagranicznego popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego, spadek podaży i niepewność, a w końcu – co wciąż przed nami – zwolnienia, bankructwa i dalsza wyprzedaż waluty krajowej" – powiedział podczas seminarium internetowego Paweł Spławski.

Eksperci Deloitte ocenili, że kryzys gospodarczy związany z pandemią koronawirusa, który dotyka światowe gospodarki, trudno porównać z wcześniejszymi kryzysami: kryzysem finansowym z 2009 r., który był spowodowany "czynnikami strukturalnymi i nierównowagami na rynkach, boomem kredytowym i problemami w sektorze finansowym", oraz z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro z lat 2010 - 2012, który był wynikiem "niskiej konkurencyjności gospodarek i zbytnim zadłużeniem po stronie sektora finansów publicznych".

>>> Czytaj też: Rozwinięte gospodarki skurczą się w tym kwartale o 35 proc. To czterokrotnie większy spadek niż w 2008 r.

Reklama

Ocenili, że obecny kryzys "nie ma przyczyn we wcześniejszych nierównowagach rynkowych, wywołał szok po stronie popytu, podaży i może doprowadzić do głębokich zakłóceń na rynku finansowym". Jak zauważyli eksperci firmy doradczej towarzyszy mu "wysoka niepewność i brak podręcznikowych recept".

Zdaniem ekspertów Deloitte negatywnie dotknięte epidemią zostaną wszystkie sektory polskiej gospodarki, jednak w poszczególnych branżach jej negatywne skutki będą odmienne.

"Najbardziej gwałtownym zmianom ulegają branże produkujące wyroby tekstylne, odzież i obuwie. W okresach spowolnienia gospodarczego, można dostrzec wolniejszy wzrost sprzedaży, która jednak gwałtownie rośnie w momencie poprawy koniunktury. Sprzedaż artykułów użytku domowego obniżyła się wyraźnie na początku 2009 r. Jej wzrost po okresie kryzysu zadłużeniowego był łagodny i bardzo podobny do wzrostu PKB" – powiedziała liderka zespołu Deloitte ds. analiz ekonomicznych Julia Patorska.

Jak zauważyli specjaliści z Deloitte o rzeczywistej ścieżce zmiany PKB zadecyduje szereg czynników wewnętrznych, takich jak dynamika zachorowań i zgonów, działania administracyjne skutkujące wstrzymaniem prowadzonej działalności gospodarczej bądź jej ograniczeniem czy też zakres pomocy ze strony państwa, a wśród zewnętrznych czynników znaczenie ma dynamika rozwoju pandemii u kluczowych partnerów gospodarczych, działania administracyjne skutkujące utrudnieniami w swobodnym przepływie osób, towarów i usług, a także zakres interwencji instytucji międzynarodowych i luzowania wymogów dotyczących przeciwdziałaniu nadmiernemu długowi publicznemu, oraz prawdopodobieństwo wystąpienia globalnego kryzysu finansowego.

Jeśli chodzi o inflację i rynek pracy, analitycy Deloitte ocenili, że na spadek cen będą oddziaływały m. in. ograniczony popyt na dobra i usługi, mniejsze dochody ludności, niepewność co do przyszłości oraz zawirowania na rynku ropy naftowej z równoczesnym spadkiem popytu na paliwa. Ich zdaniem o wzroście cen zdecydują niedobory niektórych produktów na rynku, poluzowanie polityki monetarnej i transfery pieniężne do ludności.

"Choć z założenia interwencje rządzących mają na celu utrzymywanie miejsc pracy, to w sektorach i branżach najbardziej narażonych na spadek przychodów i utratę płynności, obserwujemy zwolnienia pracowników. Branże najbardziej narażone to turystyka, transport lotniczy, a także branża rekreacyjna i wydarzeń masowych. W tych sektorach spadek obrotów sięga od 80 do nawet 100 proc." – wskazał Spławski.

Analitycy zaznaczyli, że choć aktualne dane z urzędów pracy nie pokazują znacznego wzrostu bezrobocia w Polsce, to "co trzecia firma wskazuje je jako nieuniknione, a wstępne analizy resortu pracy szacują wzrost stopy bezrobocia do 9-10 proc. przed końcem roku, co oznacza prawie półtora miliona osób bezrobotnych w kraju".

Eksperci pytani o to, jak będzie wyglądała gospodarka po pandemii koronawirusa ocenili, że trudno to dziś jednoznacznie określić, bo "wciąż nie jest pewne jak poszczególne kraje ją zwalczą", a "wszelkie prognozy są obarczone wysokim ryzykiem błędu". Dodali, że najczęściej analitycy wskazują na recesję w tzw. kształcie litery U, czyli powolne wychodzenie z kłopotów.

"Zmieni się więcej niż dziś przypuszczamy, choćby niektóre zachowania i sposób pracy. Czas walki z wirusem sprawił, że w większym zakresie pracujemy zdalnie. Za tym idzie ograniczanie przestrzeni biurowych, zmniejszone obłożenie transportu publicznego, a także mniejsze zatłoczenie ulic. Przyzwyczajenie do wirtualnych spotkań może też ograniczać podróże służbowe w przyszłości" – powiedziała Patorska.

Eksperci Deloitte prognozują dalszy rozwój telemedycyny i e-commerce, ograniczenie powierzchni handlowych oraz rozwój lokalnych usług społecznych. Ich zdaniem możliwa jest także reorganizacja łańcuchów dostaw i uwzględnienie ryzyka wpływającego na przerwy w dostawach.

>>> Czytaj też: Ropa tania jak barszcz. Krąży widmo kryzysu naftowego