Czy jest szansa, żebyśmy jeszcze wrócili do szkoły?
Myślę, że po wakacjach na pewno. Ale decyzja należy do ministra zdrowia. Ta zależy przede wszystkim od tego, jak dużo nowych przypadków zachorowań się pojawi. Szkoła jest doskonałym miejscem transmisji wirusa. Wy sami nawet gdybyście przeszli zakażenie COVID-19, może nie zauważylibyście tego, albo byłaby to lekka infekcja. Natomiast przenosicie wirusa na swoich rodziców, dziadków, osoby starsze, więc to właśnie z tego powodu zamknięte są szkoły.
A co będzie z wakacjami? Czy odbędę się obozy?
Reklama
To będą inne wakacje niż do tej pory. W zdecydowanej większości będziemy je spędzać w kraju. Mam nadzieję, że wszyscy, wy z waszymi rodzicami, ruszymy w Polskę i myślę, że to ogromna szansa, żeby jeszcze lepiej poznać nasz kraj. To także ma dobry wymiar gospodarczy, bo branża turystyczna jako pierwsza ucierpiała w wyniku pandemii. 15 marca, kiedy kolejne przypadki choroby zaczęły się u nas pojawiać, z dnia na dzień skasowane zostały rezerwacje wycieczek – w kraju i za granicą. Touroperatorzy wycieczek szkolnych z dnia na dzień również stracili klientów. Pracujemy nad rozwiązaniami, które pomogą się tej branży podnieść.
My się martwimy o szkołę, a rodzice o pieniądze i pracę. Jak głęboki kryzys nas czeka?
Jak przypominam sobie czasy mojego dzieciństwa, było wówczas znacznie skromniej niż teraz – jedzenie było na kartki, a szynka czy pomarańcze były tylko na święta, nie było ładnych ubrań dla dzieci. Moi rodzice stworzyli mi jednak taki dom, że byłam szczęśliwa. Rodzice są dorośli i umieją sobie radzić w różnych sytuacjach. Wy możecie ich wspierać – na pewno, jeśli będziecie mieć mniej zabawek lub ubrań, z których tak szybko wyrastacie, pomoże to przetrwać ewentualne chwilowe trudności. Ja, wraz z moimi koleżankami i kolegami z rządu, staramy się pomóc waszym rodzicom, żeby mogli dalej pracować, wrócić do pracy po tym, jak skończy się pandemia. Wierzymy w to, że wspólnymi siłami uda nam się to osiągnąć, choć będą i trudne chwile.
Robimy wszystko, żeby tak się nie stało, to może się jednak zdarzyć, że przez jakiś czas część rodziców nie będzie miała pracy. To będzie czas, w którym znowu – jak w czasach, gdy ja byłam dzieckiem – będziemy musieli być ze sobą bardziej solidarni niż zazwyczaj.
Obecny kryzys jest inny niż wszystkie znane do tej pory. Liczymy jednak na to, że uda nam się przejść przez obecną sytuację w miarę suchą stopą. Nadzieję daje to, że polska gospodarka ma coś, co ją wyróżnia w obecnej sytuacji, przyznają to też specjaliści z zagranicy.
Co to jest?
Mamy dość duży rynek wewnętrzny. Mówiąc krótko – my sami konsumujemy to, co produkujemy. Tak było w pierwszych tygodniach marca, gdy w obawie przed zamknięciem sklepów zaczęliśmy dużo kupować, robić ogromne zapasy żywności, środków higieny. Producenci żywności mówili mi wtedy – to był drugi tydzień marca – że w ciągu tygodnia zrobili ogromne obroty. Pojawiły się też pytania, czy wystarczy nam jedzenia, jeśli zamkniemy wszystko, tak jak to się stało np. we Włoszech. My mamy tę szczęśliwą sytuację, że 85 proc. żywności, jaka jest u nas na rynku, jest produkowana w Polsce. Znacie na pewno dobrze te marki – soki, makarony, mąka – wszystko jest produkowane u nas, i to tak od pola do stołu. Czyli ci, którzy produkują makaron, mają też swoje młyny i zakontraktowane zboże na polach. Więc to przeanalizowaliśmy i naprawdę byliśmy spokojni, że żywności w Polsce nie zabraknie. Mamy też bardzo urozmaicony rynek wewnętrzny. Gdybyśmy mieli się np. porównać do dużo mniejszej, ale z naszego regionu Europy Środkowej gospodarki węgierskiej, to Węgrzy w 80 proc. stoją na niemieckim przemyśle motoryzacyjnym. Więc jeżeli siadła gospodarka w Niemczech, to automatycznie odbija się to na gospodarce węgierskiej. Nasza jest znacznie bardziej zróżnicowana.
Ale przecież też mamy duże zakłady motoryzacyjne. One też były zamknięte.
Ale nie jest to sektor dominujący. Produkujemy wszystko – od żywności, poprzez rowery, części samochodowe, zabawki, gry, sektor AGD – kuchenki, lodówki… Właściwie nie ma branży, której w Polsce by nie było. I druga ważna rzecz – jesteśmy oparci na małych i średnich przedsiębiorstwach. Te małe i średnie, zatrudniające do 250 osób, mają ograniczoną działalność do rynku lokalnego, albo europejskiego, są znacznie bardziej elastyczne. Kiedy uruchamialiśmy pierwszą tarczę z pomocą dla przedsiębiorców, uruchomiliśmy też infolinię w ministerstwie. Przez kilka dni rozmawiałam z przedsiębiorcami. Zadzwonił do mnie np. całkiem duży producent skarpetek spod Łowicza. I powiedział, że miał mi przekazać informację, że przez COVID-19 jego firma pada, a zatrudnia 300 osób – wyobrażacie sobie, w skali Łowicza to bardzo dużo miejsc pracy. Budował firmę przez 15 lat, że od dwóch tygodni nie ma ani jednego zamówienia, że to dla niego rodzinna, osobista tragedia i będzie musiał zwalniać pracowników. Ale dziś – mówi – coś niewiarygodnego się wydarzyło, hurtownie, które kupowały od niego skarpetki, zapytały, czy mógłby teraz szyć maseczki. Na tych samych maszynach, kolorowe, powiedziałabym takie trendsetterskie. I produkuje tych maseczek więcej niż skarpetek. Takie rzeczy mogą się wydarzyć w małej i średniej firmie. Przestawienie zakładu produkcyjnego, bardzo mocno zautomatyzowanego, z jednej produkcji na drugą jest znacznie bardziej kosztowne, logistycznie trudniejsze. Są również i wady, bo małe i średnie firmy w sektorach, które wyłączyliśmy z mocy ustawy, czyli handel w galeriach handlowych, restauracje, fryzjerzy, kosmetyczki – oni z dnia na dzień stracili w ogóle możliwość działalności. Wiele tego typu firm będzie miało bardzo poważne kłopoty. My zrobiliśmy wszystko, żeby oni przetrwali. Uruchomiliśmy programy pomocy – tarczę antykryzysową i tarczę finansową, dzięki którym udzieliliśmy polskim firmom już ponad 40 mld zł wsparcia. Przede wszystkim po to, by zapewnić im płynność i dostarczyć pieniądze, by mogli płacić wynagrodzenia swoim pracownikom.
Nawiązała pani do tarczy antykryzysowej. Kto wymyślił te nazwę?
Wszyscy w rządzie zastanawialiśmy się nad nazwą naszego programu wsparcia firm. Tarcza wydała się najlepsza – wiemy, po co jest – ma bronić rycerza przed ciosami. To autorski projekt pana premiera. Jak mówimy o tarczy – to ja coraz częściej myślę o mieczu. Czyli o tym, w jaki sposób uzbroić polską gospodarkę na dzień po pandemii, żeby ci, którzy byli zamrożeni w blokach startowych, wystartowali bardzo szybko i nadgonili ten stracony czas. Trzeba poszukać takich obszarów, które dadzą nam przewagi konkurencyjne. Czyli na przykład – dziś w Polsce produkuje się bardzo dużo sprzętu AGD. Mamy polskie firmy, jak Amica, ale mamy też Samsunga, Whirlpoola, Miele – właściwie wszystkie koncerny, które tworzą wyposażenie kuchni, mają swoje zakłady produkcyjne w Polsce. Jest pytanie – jak wesprzeć ten klaster, aby Polska jeszcze wzmocniła się w produkcji sprzętu AGD.
Jest też pytanie – czy będziemy w stanie, mając zalążkową, ale jednak, produkcję farmaceutyczną, doprowadzić do tego, że tzw. substancje czynne, na których bazie produkuje się np. ibuprom, paracetamol, leki, które znacie, a których np. brakowało na początku pandemii, były wytwarzane w Polsce. Czy będziemy w stanie szybko postawić laboratoria, które będą zaspokajać potrzeby naszego rynku, ale także innych klientów europejskich, a może też poza Europą. Teraz bardzo intensywnie myślimy o tym, co wydarzy się dzień po odmrożeniu europejskiej, ale i światowej gospodarki, i jak Polska może ten czas wykorzystać.
W jakim stopniu praca zdalna zastąpi pracę w biurze?
U mnie w ministerstwie pracuje 1200 osób. W czasie pandemii 25 proc. pracowników było w budynku, i to też rotacyjnie, a reszta zdalnie. Efektywność pracy wcale nie spadła. Ale ważna jest też psychologia. Po 2–3 tygodniach pracownicy marzyli o powrocie do biura, bo byli trochę zmęczeni odkrywaniem na nowo macierzyństwa i rodzicielstwa. Administracja publiczna bardzo się w czasie pandemii scyfryzowała. Mamy posiedzenia Rady Ministrów, sztabów kryzysowych w trybie zdalnym i śmiem twierdzić, że są dzięki temu bardziej efektywne. Jak się widzimy osobiście, to mamy naturalną potrzebę porozmawiać, nie tylko o celu spotkania. A teraz te spotkania są od samego początku poświęcone dokładnie tematowi, dla którego zostały zwołane.
Dziś jeszcze nie odpowiem na pytanie, na ile praca zdalna zostanie z nami na dobre, ale na pewno nie zejdziemy z tych kanałów telekonferencyjnych. One w naszych miejscach pracy zagościły już na dobre.
W Warszawie, ale też w wielu innych miastach są budowane nowe biurowce. Czy one nie będą stały puste? Czy firmy zdecydują się na wynajem ich?
To bardzo ważna dziedzina gospodarki. Takim lewarem wzrostu po pandemii będzie szeroko rozumiana branża budowlana. Nie chcielibyśmy, aby te rozpoczęte budowy stanęły i nie były realizowane nowe, które są zaplanowane. Obserwujemy ten rynek, dziś branża mówi, że nie spowalnia, że apetyt na to, by w Polsce lokować tego typu inwestycje, jest jeszcze ciągle duży. Zrobimy wszystko, aby tę atrakcyjność inwestycyjną podtrzymać.
Jak już się odblokuje gospodarka i ludzie będą jeździć do pracy, to czy nie będą się bali jeździć metrem i autobusem? I czy jak się przerzucą na samochody, to czy nie istnieje ryzyko, że się ulice zakorkują?
To byłby chyba najgorszy skutek. Sądząc po tym, jak warszawiacy w ostatni weekend wylegli na bulwary, do parków, nie przestrzegając zasad, maseczki raczej pod brodą niż na nosie i ustach, to nie obawiam się, że będą się bać wsiadać do metra. Natomiast wolałabym, żeby robili to, przestrzegając zasad bezpieczeństwa.
A może ludzie na dobre przerzucą się na pojazdy elektryczne albo hulajnogi i rowery?
W obecnym etapie odmrażania wprowadziliśmy możliwość używania hulajnóg, rowerów, całego sprzętu, który służy temu, by po mieście swobodnie się przemieszczać, a przede wszystkim bezpieczniej niż środkami transportu publicznego. Jeszcze przed pandemią przygotowaliśmy takie regulacje, które mają sprawić, by ruch komunikacją współdzieloną był jeszcze popularniejszy.
Czy po zakończeniu pandemii wrócą masowe rozrywki – festiwale, koncerty, zawody sportowe? Czy ludzie odważą się chodzić do teatrów i kin?
Powrót imprez masowych to już naprawdę ostatni etap odmrażania gospodarki. Więc dziś, gdybyście mnie zapytali, kiedy pójdziecie na koncert na Stadion Narodowy, nie potrafię odpowiedzieć. Kina, teatry, gdzie można ograniczyć kontakt, będą otwierane w najbliższym czasie.
Czy pani się nudzi w czasie pandemii?
Na nudę narzekać nie mogę, nawet chciałabym troszeczkę. Kolejny tydzień pracuję również w soboty i w niedziele. To jest bardzo trudny czas, ogromna odpowiedzialność. Jeden z moich przyjaciół, mój mentor, powiedział, że jeśli politykiem jest się po coś, to może właśnie po to, by być nim w czasie takim jak dziś. Ja nie życzę ani nam Polakom, ani nikomu, byśmy takie ćwiczenia, place boju mieli często, ale to jest czas, kiedy mamy świadomość, że od naszych decyzji naprawdę bardzo dużo zależy i trzeba je podejmować z dużą świadomością i odpowiedzialnością wobec społeczeństwa.