Inwestorzy bardziej kierują się wyobrażeniami o rozwoju zdarzeń w USA niż rzeczywistymi zdarzeniami na tamtejszym parkiecie. Można przypuszczać, że na dziś niewiele osób zakłada, że dojdzie do pokonania przez S&P 500 bariery 800 pkt, od której indeks odbijał się w II połowie ubiegłego tygodnia. Tym samym giełdowy bilans decyzji Fed o skupie papierów wartościowych za kolejne miliardy dolarów nie jest zbyt okazały.

Rynek praktycznie nic nie zyskał od wtorkowego zamknięcia. Widać więc, że oprócz nadziei związanych z odważnymi działaniami na rzecz poprawy koniunktury w orbitę zainteresowania wchodzą również ich konsekwencje. Do tego dochodzi nieufność powodowana brakiem wyraźnych efektów dotychczasowej pomocy.

Co więcej, po takich wypowiedziach jak piątkowa Alana Greenspana, przekonującego, że banki będą potrzebować jeszcze ogromnego dokapitalizowania, by mogła wrócić akcja kredytowa na „normalnym” poziomie, można mieć wrażenie, że wciąż jeszcze nie widać światełka w tunelu, a na dyskontowanie ożywienia gospodarczego jest za wcześnie.

Tym bardziej, że trwa proces obniżania prognoz przez analityków dotyczących wyników amerykańskich spółek w tym roku. Miniony tydzień był tego kolejnym dowodem. Szacunki na trzy pierwsze miesiące tego roku zostały zmniejszone do minus 36,3%, na II kwartał do minus 29,6%, a na III kwartał do 16,1%. Miesiąc temu prognozy mówiły o spadku zysków o 3-4 pkt proc. mniejszym.

Reklama

Pierwsza część poniedziałkowej sesji przebiega pod znakiem kontynuacji zwyżki. Charakterystyczne jest to, że stymulują ją nadzieje związane z kolejnym planem dla sektora finansowego, który ma dziś przedstawić sekretarz amerykańskiego skarbu, Timothy Geithner. Ma dotyczyć wykupu toksycznych aktywów z banków.

Można odnieść wrażenie, że w Ameryce coraz bardziej dochodzimy do ściany jeśli chodzi o możliwości pomocy gospodarce i bankom. Inwestorzy nie czekają na wyraźne efekty pompowania pieniędzy w branżę finansową i gospodarkę, a kupują akcje wierząc, że będzie lepiej. Dodatkowo pojawia się coraz więcej opinii, że na giełdy wraca hossa. Takie przekonanie dotyczące rynków wschodzących wyraził Mark Mobius z Templetona.

Ta atmosfera nagłego przypływu optymizmu nie jest na dłuższą metę korzystna, bo pokazuje, jak bardzo zwyżka napędzana jest emocjami. W którymś momencie inwestorzy będą musieli zrewidować oczekiwania z rzeczywistością, co niesie ze sobą ryzyko rozczarowania. Na krótka metę natomiast na pewno wspiera scenariusz dalszej poprawy koniunktury. WIG nie powinien mieć problemu z osiągnięciem 25 tys. pkt.