Dane o produkcji – na co zwrócić uwagę

Spadek produkcji o ponad 14 proc. w porównaniu z poprzednim rokiem wygląda bardzo groźnie. Takie dane w ostatnią środę opublikował GUS. Ale trzeba pamiętać, że wskaźnik w tej formie nie jest precyzyjny: luty w 2009 roku może mieć więcej lub mniej dni roboczych niż luty w 2008 roku. Dużo ważniejszy jest więc tzw. wskaźnik odsezonowany, który ogranicza działanie tego efektu. W lutym produkcja odsezonowana spadła o 12,4 proc.

Oczywiście sucha informacja GUS niewiele nam mówi. Jeśli ktoś jest naprawdę ciekaw, co się dzieje z polskim przemysłem musi zajrzeć głębiej, bo dane są rozbite na poszczególne sektory. Z ostatnich informacji GUS obraz niektórych branż rysuje się naprawdę czarno, jak w przemysłem metalowym, gdzie spadek wyniósł ponad 36 proc.

Czy zawsze trzeba się przejmować spadkiem produkcji?

Reklama

Spadek wskaźnika nie zawsze musi oznaczać kłopoty. Czasem jest to spowodowane tzw. efektem bazy. Jeśli np. w czerwcu rok wcześniej produkcja nagle ostro wzrosła – bo jakaś branża dostała ekstra zlecenia na swoje towary – to spadek w czerwcu następnego roku może wynikać z tego, że punktem wyjścia do obliczeń był właśnie ten wcześniejszy anormalny wzrost. Nawet ujemny wskaźnik nie oznacza wtedy tragedii, bo to tylko efekt statystyczny.

Gorzej, gdy produkcja spada ze względu np. na drastycznie malejący popyt. Taką sytuację mamy w tym roku. Spadek produkcji oznacza wówczas, że przedsiębiorstwa wytwarzają mniej towarów, niż w normalnych warunkach, bo nikt ich nie chce kupować. Efekt? Albo firmy będą musiały ograniczać czas pracy (co może przełożyć się na poziom wynagrodzeń pracowników), albo zmniejszyć zatrudnienie (co sprowadza się do wzrostu bezrobocia).

Co na to państwo?

Przy spadku produkcji wywołanym niższym popytem państwo może użyć kilku instrumentów. Pierwszy to stopy procentowe banku centralnego.

Jak to działa? Bank centralny obniżając swoje stopy procentowe wpływa pośrednio na poziom stóp rynkowych. Jeśli NBP obniża swoją główną stopę referencyjną, to WIBOR – czyli stopa rynkowa – także powinna spadać. A to oznacza niższą cenę pozyskania pieniądza na rynku międzybankowym. I w efekcie w normalnych warunkach powinno się przełożyć na koszt obsługi kredytu. Może to nastąpić na dwa sposoby: albo spadnie oprocentowanie kredytu, które wyliczane jest na podstawie stopy WIBOR, albo koszt jego pozyskania, bo bank może uznać, że stać go na zaproponowanie niskiej marży.

Dlaczego kredyt jest tak ważny? Konsumpcja – a więc popyt – rośnie najszybciej wtedy, gdy konsumenci są w stanie wydawać więcej, niż sami zarabiają. To jest jak samonapędzające się koło. Dostęp do taniego pieniądza zwiększa tzw. siłę nabywczą, to przekłada się na wzrost sprzedaży, rosnące zapotrzebowanie na określone dobra generuje wzrost produkcji, a to z kolei sprawia, że przedsiębiorcy zaczynają szukać pracowników. Większy popyt na pracę przekłada się na wzrost płac – i wszyscy są szczęśliwi.

Rząd też może coś zrobić

Gorzej, jeśli spadek produkcji wynika z załamania nie popytu wewnętrznego, ale zewnętrznego. Taka sytuację obserwujemy w ostatnich miesiącach.

Ten scenariusz oznacza, że działanie przez obniżki stóp procentowych może przynieść ograniczony efekt. I tu do gry może wejść rząd.

Rząd może bowiem próbować stymulować polski eksport. W różny sposób. Najczęściej przez system gwarancji eksportowych, który zabezpiecza interesy polskich firm w razie kłopotów finansowych zagranicznych kontrahentów. Administracja rządowa też ma tu wiele do zrobienia – służby dyplomatyczne mogą np. zacząć intensywniej promować polską gospodarkę.

Decydenci mogą też uznać, że wskazane będzie wspieranie konkretnych branż, które najbardziej zostały dotknięte dekoniunkturą. W naszym przypadku mamy już pierwsze próby: jak zapowiedź dopłat do sprzedawanych nowych samochodów. Spadek produkcji w branży motoryzacyjnej wyniósł ostatnio ponad 32 proc.