Banki zaczynają domagać się dodatkowych zabezpieczeń już nie tylko od klientów indywidualnych, ale także od firm. Co trzecie małe lub średnie przedsiębiorstwo otrzymuje taką prośbę. Głównie dotyczy to kredytów obrotowych i tych na rachunku bieżącym. Banki zaczęły też żądać od firm szczegółowych planów finansowych.

Nowe podejście banków do firm zbiega się w czasie z końcem umów kredytowych. Gdy małe i średnie przedsiębiorstwa chcą je odnawiać, czeka je niemiła niespodzianka.

Specyfika kredytu w rachunku bieżącym przypomina możliwość debetu na karcie. Podobnie jest z kredytem obrotowym, przy czym ten zwykle ma konkretne przeznaczenie, np. na zakup półproduktów. Umowy na taki szybki pieniądz zwykle są krótkoterminowe, najczęściej roczne. "Dotychczas ich odnowienie było formalnością, a przynajmniej żaden bank nie robił z tym problemów. Wystarczyło w miarę systematyczne regulować zobowiązania, dziś już to nie wystarcza" - mówi Artur Milecki, menedżer w departamencie doradztwa gospodarczego Grant Thornton Frąckowiak. Jego zdaniem co najmniej co trzecia mała lub średnia firma (do 250 pracowników) spotyka się z sugestią banku, by przygotowała bardzo szczegółowe plany finansowe z rozpisaniem kilku wariantów scenariuszy i wniesieniem dodatkowych zabezpieczeń.

Dla niektórych firm będzie to oznaczało dodatkowy koszt zatrudnienia doradcy tylko po to, by pomógł on jednorazowo uzyskać kredyt. Na biura rachunkowe, standardowo obsługujące niewielkie przedsiębiorstwa, nie ma co bowiem liczyć, gdyż to nie ich specjalność. "W ostateczności pozostaje nauczyć się nowych kompetencji" - konkluduje Milecki.

Reklama

Gdy gospodarkę trawi spowolnienie, jest zrozumiałe, że banki chcą na bieżąco monitorować firmy, w jaki sposób zamierzają sobie poradzić z trudnościami gospodarczymi. Przedsiębiorcy narzekają jednak, że to monitorowanie często przybiera kuriozalny kształt. "Domagają się na przykład blokady gotówki na koncie w wysokości obiecywanego kredytu. Innym sposobem jest ustanowienie hipoteki, zastaw na materiałach w magazynie czy podpisywanie weksli" - dodaje Milecki.

Procedury nie dość, że uciążliwe, to jeszcze czasochłonne. Mileckiemu znany jest przypadek firmy produkującej maszyny, która – mimo że sama ma się dobrze – podpadła w banku pod kategorię „ryzyko branżowe”. W efekcie od czterech miesięcy nie może odnowić kredytu, a bank wymyśla coraz to nowe obostrzenia. Podobnie jest w giełdowej spółce Jago, która obecnie stara się o taki sam kredyt (5 mln zł), z jakiego korzystała w połowie 2008 r. Jej dyrektor finansowy Sylwester Wojtaczka nie ukrywa, że teraz negocjacje idą ciężko. O ile wcześniej dogadanie się zajmowało tydzień, to teraz bank chce pogłębionych analiz i negocjacje pewnie potrwają z miesiąc.

Bankowcy zapewniają, że jeśli sytuacja firmy nie ulega zmianie, to nie powinno być problemów z odnowieniem kredytów na dotychczasowych warunkach. "Procedury się nie zmieniły, ale warunki cenowe czy dotyczące zabezpieczeń, są za każdym razem negocjowane i zależą od ryzyka transakcji" - mówi Waldemar Leszczyński, rzecznik Fortis Banku. Z kolei Marcin Jedliński, rzecznik Raiffeisena, uzupełnia, że bank musi brać pod uwagę pogarszającą się sytuację wielu sektorów polskiej gospodarki czy rosnącą liczbę upadłości: "Dlatego spółki z branży o podwyższonym ryzyku czy eksporterzy muszą liczyć się z tym, że bank zaproponuje im obniżenie kwoty kredytu lub dodatkowe ubezpieczenie albo zmianę sposobu finansowania, np. na faktoring".

Więcej w dzienniku.pl