Taki finisz bardzo kontrastuje z sytuacją zewnętrzną, gdzie królował kolor zielony, a na Węgrzech główny indeks wspiął się na nowe szczyty rosnąc o ponad 5 proc. U nas zdecydowanie przeszkadza technika, gdyż za słabość GPW nie można winić publikacji danych o produkcji przemysłowej za kwiecień.

Owszem okazała się ona gorsza od oczekiwań, ale rynek je zignorował. Ważniejsze były sygnały nadchodzące z USA, gdzie Bank of America zebrał 13,5 mld USD nowego kapitału, a sekretarz skarbu Timothy Geithner ogłosił, że Public-Private Investment Program skupujący toksyczne aktywa wystartuje z początkiem lipca.

Po takich informacjach giełda na Wall Street pięknie rosła po otwarciu, ale w Warszawie zachodni optymizm się nie udzielał. Nadal jesteśmy blisko ważnych poziomów, ale co niektórzy inwestorzy mogą powoli tracić cierpliwość i nadzieję na trwałe przebicie. Dzisiaj był odpowiedni moment do zdecydowanego działania, ale widać wciąż panuje powszechna niewiara co do dalszych zwyżek. Z drugiej strony duże zagraniczne kapitały mogą bawić się i celowo doprowadzać do zaskakujących sytuacji. Z pewnością szanse na kontynuację wzrostów jeszcze są, ale niestety z każdym dniem coraz mniejsze.

Na rynku walutowym złoty pozostawał zmienny. Podobnie zresztą zachowywał się węgierski forint. Pod koniec dnia przeważyła strona popytowa i nasza waluta się umacniała, nawet bardziej niż środkowo-europejska konkurencja. Ruch jednak nie był zdecydowany, jeżeli nałożymy na niego silnie osłabiającego się dolara.

Reklama