Wyniki firm za I kwartał zachęciły analityków do zmian rekomendacji akcji spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Z reguły jest to obniżka zalecenia wynikająca ze słabszych od spodziewanych wyników oraz ze wzrostu ceny akcji. Obniżki zaleceń dotyczyły m.in. Banku Handlowego, BRE i LPP.
Z analizy dostępnych nam rekomendacji wynika, że najgorszą opinię o szansach na wzrost kursu akcji wyrażoną zaleceniem sprzedaj lub redukuj analitycy mają o papierach Banku Handlowego, Biotonu, Dom Development i Kredyt Banku. Nie najlepsze jest też zdanie o BRE, KGHM, LPP i Millennium.
Zmiany, w tym obniżki rekomendacji lub utrzymujące się od dłuższego czasu negatywne postrzeganie spółki przez analityków, nie zawsze idą w parze z zachowaniem kursu akcji. Przykładem jest Bioton, którego kurs najpierw spadał mimo pozytywnych zaleceń, a potem ostro poszedł do góry, mimo że analitycy mieli negatywne opinie. Także ostatnie negatywne zalecenia nie mają większego wpływu na zachowanie kursu akcji Banku Handlowego.
Z cytowanych przez Financial Times badań Oya Altinkiliç z University of Pittsburgh i Roberta Hansena z Tulane University wynika, że w długim terminie rekomendacje nie mają znaczenia. O ile z poprzednich tego typu badań wynikało, że w chwili, gdy analitycy zmieniają opinię o spółce, kurs jej akcji zmienia się średnio o 4 proc., o tyle z najnowszego opracowania wynika, że wpływ jest znikomy (0,03 proc.).
Reklama
Autorzy cytowanej przez FT pracy przeanalizowali wpływ ponad 44 tys. zmian rekomendacji wydanych w latach 1997–2003. Analizowano zachowanie akcji w okresie 20 minut przed i po opublikowaniu rekomendacji, aby wyeliminować wpływ innych czynników, takich jak informacja ze spółki czy ruch rynku. Ich zdaniem długoterminowe zmiany cen opisywane w pracach innych badaczy są efektem nie rekomendacji, ale innych wydarzeń, czy to rynkowych, czy to w spółce.
– Rekomendacje analityków nie wnoszą zbyt dużo wartości i inwestorzy wiedzą o tym – uważa profesor Robert Hansen. Prawie 80 proc. zmian rekomendacji następuje po jakimś wydarzeniu (np. publikacja wyników, komunikat spółki) i inwestorzy mają szansę sami – przed analitykami – je ocenić.
Robert Nejman, doradca inwestycyjny i dyrektor inwestycyjny w Gandalf Specjalistyczny Fundusz Inwestycyjny Otwarty, w rozmowie z GP przyznaje, że czyta pierwsze strony raportów analityków i ewentualne decyzje podejmuje na podstawie średniej z dostępnych mu opinii.
– Gdy pojawia się raport, w którym zalecenie jest radykalnie inne niż pozostałe, wtedy czytam cały raport, by poznać argumentację – mówi. Jednocześnie potwierdza opinię badaczy, że większość raportów jest spóźniona.
– Rynek już podjął decyzję, a raporty mają ją uzasadnić – mówi.
Wśród inwestorów są jednak tacy, którzy bronią raportów. Twierdzą, że wartością nie jest może same zalecenie, ale np. wycena (jeżeli nie jest to gonienie ceny rynkowej) oraz prognozy, a także – niestety, coraz rzadsze – próby opisania tego, co będzie się działo w przyszłości.