Pod względem makro cały dzień był zdecydowanie ciekawszy niż poprzednie z tego tygodnia. Z rana pałeczka należała do Eurostatu, który poinformował, że PKB strefy euro spadło w ciągu roku aż o 4,8 proc. i jest to największy spadek od momentu rozpoczęcia zbierania danych w 1995 roku. Również do złych należało zaliczyć informacje, że inflacja cen produktów u producentów (PPI) w Eurolandzie spadła o 1 proc. miesiąc do miesiąca i aż 4,6 proc. rok do roku i to również był najmocniejszy spadek w historii. Bardzo ciekawe były jeszcze inne prezentowane przez Eurostat dane. Według tej instytucji PKB w Polsce w I kwartale 2009 wzrosło o…. 1,9 proc. W piątek GUS podał, że wartość ta wyniosła tylko 0,8 proc. Skąd tak duża różnica? Tylko i aż kwestia metodologii liczenia. Eurostat podaje dane wyrównane sezonowo, a GUS nie. Mimo to szacunek aż 1,9 proc. wydaje się zupełnie abstrakcyjny i zapewne będzie weryfikowany w dół.

Następnie spływały na rynek informacje o amerykańskim rynku pracy. Raport prywatnej firmy ADP prognozuje spadek liczby zatrudnionych w Stanach o 532 tysiące. To zaledwie odrobinę więcej niż oczekiwane 525 tysięcy, ale jednocześnie zrewidowano w górę dane z poprzedniego miesiąca, co trudno interpretować dobrze. Dzisiejsze dane nadal nie pokazują wyraźniej poprawy sytuacji na rynku pracy, a nawet na ich podstawie można wnioskować, że piątkowe oficjalne dane z Amerykańskiego Departamentu Pracy pokarzą wzrost stopy bezrobocia w USA do 25-letniego szczytu na 9,2 procent. Ostatnią informacją był wskaźnik ISM-usułgi opisujący rozwój niemal 70 proc. gospodarki amerykańskiej. Jego odczyt akurat nie był taki zły, bo zamiast prognozowanych 45 pkt. miał 44 pkt., ale i tak była to wartość poniżej 50, czyli sygnalizująca kurczenie się gospodarki.

Zachodnie rynki całkowicie lekceważyły odczyty i pozostawały w stabilizacji na minusach, podczas gdy WIG20 w dwóch szybkich zrywach wyszedł na nowe maksima poprawiając wczorajszy rekord o 1 pkt. Do magicznego poziomu 2000 pkt. zabrakło więc tylko 13 pkt. Zaraz po tym wyskoku pojawiła się podaż, która wspierana powiększającymi się spadkami na zachodzie nie odpuściła aż do końca dnia.

Zwłaszcza końcówka była dla byków nieprzyjemna. Zejście na minusy odbyło się wyjątkowo dynamicznie i co prawda jeszcze nie oznacza zanegowania wczorajszego wybicia, ale stawia popyt w trudnej sytuacji, w której każde dalsze cofnięcie będzie już niebezpiecznie zbliżało rynek do strefy majowej konsolidacji. Do tego popyt w żadnym wypadku nie powinien dopuścić, jeżeli mamy mówić o dalszych zwyżkach.

Reklama

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse