Od jesieni ubiegłego roku doświadczamy bezprecedensowego zjawiska nakładania się potężnego osłabienia koniunktury gospodarczej i globalnego kryzysu wzajemnego zaufania instytucji finansowych, przede wszystkim banków. Bezpośrednim skutkiem kryzysu zaufania jest odcięcie polskiego systemu bankowego od zewnętrznych źródeł finansowania deficytu płynności, wyrażającego się nierównowagą depozytów i kredytów. Deficyt ten, spotęgowany kilkudziesięcioprocentową deprecjacją złotego, sięgnął w szczytowym momencie w lutym 2009 r. 100 mld zł.
Tymczasem, nie zważając na to zjawisko, Rada Polityki Pieniężnej od listopada zgodnie z klasycznymi regułami polityki pieniężnej sukcesywnie obniża podstawowe stopy procentowe NBP i gdyby nie nasilenie się inflacji w ostatnich miesiącach, byłyby one dzisiaj o kolejne kilkadziesiąt punktów bazowych niższe. Skutek decyzji Rady jest taki, że w pierwszych dwóch kwartałach nastąpiło znaczące zdeformowanie struktury stóp procentowych w całym systemie finansowym. Ma to negatywne konsekwencje nie tylko dla sektora bankowego, ale przede wszystkim dla gospodarki. Pisałem już to na tych łamach (GP z 27 stycznia, 23 lutego i 24 marca). Na szczęście jednak mechanizmy rynkowe są na tyle silne, że od dwóch miesięcy stopy procentowe na rynku międzybankowym idą „pod prąd” decyzji Rady.

Jak to powinno działać

Istotą bankowości komercyjnej jest przyjmowanie środków pieniężnych od podmiotów, które ich okresowo nie potrzebują (depozyty), i pożyczaniu podmiotom, które mają ich okresowy niedobór (kredyty). Reguła, jaką kierują się banki, jest taka sama jak w każdym biznesie, czyli taniej kupić, drożej sprzedać, a ceną jest tu oczywiście oprocentowanie. Aby działać bezpiecznie, banki powinny mieć nadwyżki depozytów nad kredytami. Nadwyżki te banki pożyczają sobie wzajemnie na krótki czas (od jednego dnia do roku), a poziom oprocentowania pożyczek międzybankowych jest bardzo istotny dla całej gospodarki. W postaci stawki WIBOR stanowi on bowiem stopę referencyjną dla większości kredytów dla klientów instytucjonalnych (przedsiębiorstw i samorządów) i dla kredytów mieszkaniowych.
Reklama
Tak funkcjonujący mechanizm ustalania poziomu stóp procentowych podlega oddziaływaniu Narodowego Banku Polskiego, który poprzez sprzedaż bonów pieniężnych również przyjmuje od banków okresowe nadwyżki środków pieniężnych. Minimalną rentowność 7-dniowych bonów pieniężnych NBP, zwaną stopą referencyjną, ogłasza co miesiąc Rada Polityki Pieniężnej. Bony pieniężne NBP stanowią zatem alternatywę dla lokat międzybankowych, dzięki czemu Rada ma olbrzymi wpływ na poziom stóp procentowych na rynku międzybankowym, które są tradycyjnie wyższe o kilkadziesiąt punktów bazowych od stopy referencyjnej NBP i „podążają” w ślad za jej zmianami.
Dzięki temu stopa referencyjna jest najczęściej wykorzystywanym i zazwyczaj bardzo skutecznym narzędziem polityki pieniężnej. Obniżana w okresach słabnącej koniunktury i malejącej inflacji sprawia, że kredyty są tańsze i bardziej dostępne, co pobudza wzrost gospodarczy. Podnoszona w czasie prosperity i rosnącej inflacji zwiększa koszt kredytów, czym przyczynia się do „schłodzenia” gospodarki i wyhamowania wzrostu cen. W normalnie funkcjonującym systemie finansowym procesy te działają bardzo efektywnie i – co bardzo istotne – „sterowane” przez RPP stopy rynku międzybankowego są wyższe od oprocentowania depozytów.

Bunt stóp rynkowych

Okazuje się jednak, że w sytuacji niedoboru depozytów w systemie bankowym, spotęgowanego brakiem wzajemnego zaufania banków, klasyczne instrumenty polityki monetarnej nie działają. Otóż prawie dwa miesiące temu rynek „zbuntował się” przeciw decyzjom Rady i mimo wyrażanego przez jej członków przekonania o potrzebie dalszych obniżek stóp NBP oprocentowanie na rynku międzybankowym zaczęło rosnąć. W rezultacie trzymiesięczny WIBOR jest obecnie o ponad 30 punktów bazowych wyższy niż przed marcową obniżką stóp NBP.
Czy to powinno dziwić? Przecież w sytuacji, gdy oprocentowanie trzymiesięcznych lokat klientów w największym polskim banku wynosi 5 proc., a do tego doliczymy niemałe przecież koszty marketingu i obsługi klienta, to lokowanie środków na ten termin na rynku międzybankowym nawet po dzisiejszych, dużo wyższych niż dwa miesiące temu stawkach (4,6 proc.), należy uznać za aberrację. Z drugiej strony, po wprowadzeniu przez KNF w czerwcu 2008 r. nowych wskaźników płynności wartość dla banków trzymiesięcznych lokat międzybankowych znacznie spadła, co mimo wszystko nie uzasadnia aż tak dużej ujemnej różnicy między oprocentowaniem tych lokat i oprocentowaniem trzymiesięcznych depozytów klientów.

Powiększanie nadpłynności?

Jak wynika z ubiegłotygodniowego komunikatu, to nie brak skuteczności polityki pieniężnej, ale wzrost inflacji powstrzymał Radę przed kolejną obniżką stóp. Oznacza to, że jak tylko inflacja znowu zacznie spadać, możliwe są niestety kolejne obniżki stóp procentowych NBP. Tymczasem Rada zdecydowała się na obniżenie stopy rezerwy obowiązkowej z 3,5 do 3,0 proc. Ta niewątpliwie słuszna i wyczekiwana przez banki decyzja jest o tyle zaskakująca, że została podjęta w sytuacji, gdy dzięki wzmocnieniu się złotego w ostatnich tygodniach deficyt depozytów zmniejszył się do 90 mld zł na koniec kwietnia, a w samym komunikacie z posiedzenia Rada po raz piąty z rzędu pisze o utrzymującej się w sektorze bankowym nadpłynności.
Co ciekawe, Rada po raz pierwszy stwierdziła występowanie nadmiaru płynności w styczniu, czyli wówczas, gdy w rzeczywistości nastąpiło akurat silne pogłębienie jej braku. We wcześniejszych komunikatach kwestia płynności nie była w ogóle wspominana. Z treści majowego komunikatu można również wnioskować, że kolejne obniżki stopy rezerwy obowiązkowej nastąpią nieprędko, bo Rada oczekuje, że dzięki temu wzrośnie akcja kredytowa, a przecież „uwolnione” ostatnią decyzją 3 mld zł ledwie nieco złagodzą brak depozytów w systemie bankowym.

Rynek górą i bardzo dobrze!

Patrząc na rozwój wydarzeń na rynku międzybankowym, pozostaje mieć nadzieję, że uruchomione przez rynek w ostatnich tygodniach mechanizmy dostosowawcze będą nadal działać i doprowadzą w nieodległej perspektywie do zbliżenia stóp rynku międzybankowego do ceny depozytów klientów. Na powrót do struktury stóp, w której oprocentowanie lokowanych na rynku międzybankowym nadwyżek depozytów klientów będzie wyższe od oprocentowania tychże depozytów, nie ma co liczyć. Bezprzedmiotowe staną się jednak wówczas nawoływania o zakończenie „wojny o lokaty” i wprowadzenie ograniczeń oprocentowania depozytów. Wizję bankowego tsunami zastąpi niewielki, ale jednak sztorm, a same banki przestaną gorączkowo poszukiwać mniej lub bardziej eleganckich sposobów skompensowania strat wynikających z administracyjnych decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Żeby tylko Rada chciała dostrzec, że oderwane od realiów rynku decyzje przynoszą więcej szkody niż pożytku.