Obydwie strony głośno potwierdziłyby swoje przywiązanie do wolnego handlu – i to w okresie, gdy wszędzie pojawia się strach przed protekcjonizmem. Oznaczałoby to również zwycięstwo Catherine Ashton, która pod koniec zeszłego roku objęła stanowisko unijnego komisarza do spraw handlu.
Porozumienie – jak wiele razy wcześniej – nie doszło jednak do skutku. Jego klęska to w dużym stopniu wynik starań europejskiego przemysłu motoryzacyjnego i jego głównego lobbysty w Brukseli, Ivana Hodaca, dyrektora naczelnego Europejskiego Zrzeszenia Producentów Samochodów, czyli Acea.

Ciągle tu jestem

Wytwornego i uprzejmego Ivana Hodaca (62 lata) cechuje również zuchwałość, którą częściej można zwykle dostrzec w – powiedzmy – biurze na Manhattanie niż wśród szarej brukselskiej biurokracji. Powagę jego biura naruszają nieco jedynie porozstawiane tu i ówdzie samochodziki, jakie zwykle widuje się w dziecinnych sypialniach.
Reklama
Dyrektor Hodac wyjaśnia, że producenci samochodów obawiają się, iż to porozumienie pozwoliłoby południowokoreańskim konkurentom na używanie niedrogich chińskich części bez płacenia związanych z tym ceł. Ponieważ to on dyrygował wielostronną kampanią, ich obawy stały się tematem dnia.
– UE powinna mieć polityczną odwagę niepoddawania się w takiej sprawie, ponieważ stwarza to precedens – mówi Ivan Hodac, obiecując, że jeśli Komisja Europejska podpisze w tej sprawie dokument nie po jego myśli, to przeniesie walkę na forum wszystkich 27 krajów UE.
Ta nieugiętość jest typowa dla człowieka uważanego za jednego z najbardziej wytrwałych i odnoszących największe sukcesy członków szacowanej na 15 tysięcy osób grupy lobbystów w Brukseli. W ciągu 29 lat stał się wytrawnym unijnym wtajemniczonym, osobą, która posiada pierwszej klasy kontakty i która ma regularne spotkania na korcie tenisowym z głównym współpracownikiem Jose Manuela Barroso, przewodniczącego Komisji Europejskiej.
Mimo to, występując w swoich sprawach Ivan Hodac nadal sprawia wrażenie ogarniętego świętym gniewem – jakby był przegrywającym obrońcą spraw publicznych, nie zaś przedstawicielem jednej z największych i mających najlepsze kontakty branż w Europie. To nie przypadek, że zestaw jego ulubionych filmów rozpoczyna „Papillon”, w którym buntowniczy Steve McQueen mówi swoim dręczycielom: Ciągle tu jestem.

CO2 i kredyty

Producenci samochodów walczą o przetrwanie i talenty pana Hodaca są im potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.
– To, co się dzieje, uderzyło w tę branżę szczególnie mocno – mówi, podkreślając, że sprzedaż pojazdów może w tym roku spaść o ponad 50 proc.
W grudniu jego organizacji udało się odsunąć w czasie wprowadzenie przepisów o ochronie środowiska, które zmusiłyby producentów samochodów do ograniczenia do 2012 roku emisji dwutlenku węgla przez pojazdy o 18 proc. Teraz mają oni na to czas do 2015 roku, a kary za niespełnienie tego wymogu będą mniej surowe.
Grupy obrońców środowiska naturalnego ogarnęła furia, ale Ivan Hodac dowodzi, że dla powalonej na kolana i dysponującej niewielkimi pieniędzmi na rozwój i badania branży było to porozumienie rozsądne.
Acea wywiera również naciski na rzecz przyznania europejskim wytwórcom samochodów przez Europejski Bank Inwestycyjny na specjalnych warunkach aż 40 mld euro pożyczek, które mają przeprowadzić ich przez kryzys. To żądanie początkowo odrzucono. Stosując jednak metodę małych kroków producenci samochodów i ich dostawcy są teraz na najlepszej drodze do otrzymania w 2009 roku prawie 9 mld euro – kwoty prawie pięć razy większej niż zwykle – i mają nadzieję na zgarnięcie podobnej sumy w 2010 roku.
– To są pożyczki, normalne komercyjne pożyczki. Nie żadna pomoc – podkreśla Ivan Hodac, powtarzając wyjaśnienia, jakich w ciągu minionych sześciu miesięcy udzielał każdemu, kto chciał słuchać.
Mówił także – w związku z pomocą dla Renaulta – że jest przeciwny wsparciu państwa, z którym wiążą się jakieś zobowiązania. – Niebezpiecznie byłoby wyjść z kryzysu ze zniszczonym jednolitym rynkiem europejskim.

Czarne charaktery

Ivan Hodac dorastał w Pradze i nic nie wskazywało na to, że jego przeznaczeniem będzie stać się lobbystą. Krzywi się zresztą trochę na samo to określenie. Woli przedstawiać swoje zajęcie jako reprezentowanie i obronę interesów klientów w regulacyjnej dżungli Brukseli.
Trafił do tego po pracy w firmie konsultingowej w Brukseli, w której doradzał spółkom wielonarodowym, takim jak Pfizer i Coca-Cola, co obejmowało wpływ, jaki na ich interesy wywierają unijne przepisy.
Po krótkim pobycie w grupie handlowej przemysłu spożywczego podjął pracę w Time Warner, gdzie przez większość lat 90. XX wieku przekonywał Francuzów, żeby dopuścili do kin więcej filmów z Hollywood.
– Hollywood przedstawiano jako wroga kultury europejskiej, a to nie jest trafne – mówi Ivan Hodac, w którego biurze na ścianie wciąż wisi fotos z „Casablanki”.
Pracując z producentami samochodów, broni on kolejnego czarnego charakteru – branży, która za niego uchodzi w oczach co najmniej obrońców środowiska oraz grup działających na rzecz bezpieczeństwa konsumentów. Ma również do czynienia z rozbudzonym ego – w skali, mogącej konkurować z planem filmowym – dyrektorów naczelnych 15 konkurujących ze sobą firm, którzy zasiadają w zarządzie Acea i patrzą mu na ręce. Komplikacje stosunków z nimi stają się oczywiste podczas sesji zdjęciowej w biurze Ivana Hadoca, którą przerywa on, żeby się upewnić, czy nie stoi na tle modelu jakiegoś konkretnego auta.

Pieniądze, kontakty i dane

Co przesądza o lobbystycznym sukcesie Acea? Pieniądze pomagają oczywiście w zatrudnieniu w Brukseli 30-osobowego zespołu, wspomaganego przez dziesiątki osób pracujących na rzecz lobbyingu bezpośrednio u producentów samochodów. Trudno jednak uznać, że pieniądze mają tu siłę taką jak w Waszyngtonie, gdzie wpłaty na kampanię wyborczą przesądzają o politycznym życiu lub śmierci.
Kontakty, choć użyteczne, zdaniem Ivana Hadoca także nie wystarczą. – Można mieć wielu przyjaciół. Można znać wszystkich w Brukseli. Ale jeśli się nie położy na stole solidnych argumentów, to i tak nie pomoże – mówi.
Te argumenty mają często formę danych technicznych, ocen wpływu poszczególnych rozwiązań i podobnych informacji. Przeciwnicy często kwestionują podawane przez Acea liczby, twierdząc, że mogą być one wybiórcze i nie całkiem poprawne. Przeczy to opiniom o brukselskiej rzeczywistości: choć krytycy przedstawiają ją jako puchnącego ciągle biurokratycznego molocha, UE często brakuje środków i ekspertyz technicznych, potrzebnych do prowadzenia polityki w pewnych dziedzinach.
– Nienawidzę posługiwania się słowem edukacja. Trzeba jednak różne rzeczy wyjaśniać i trzeba się upewniać, że ludzie, którzy podejmują ostateczne decyzje o jakiejś branży tę branże rozumieją – mówi dyrektor Hodac.
Inni, posługujący się mniej ugrzecznionym językiem lobbyści i prawnicy, mówią o potrzebie „szkolenia” personelu Komisji.
Nie jest pewne, jakimi możliwościami dostępu będą się w przyszłości cieszyć w Brukseli lobbyści. Parlament i Komisja – chcąc rzucić więcej światła na światek lobbingu – wprowadzają od paru lat rejestry, w których zachęcani do tego lobbyści mają wymieniać swoich klientów oraz reprezentowane przez siebie interesy finansowe. Jak dotąd, jedynie nieliczni wpisali się do tego dobrowolnego systemu. – Z zasady całkowicie bojkotują oni ten rejestr – mówi Olivier Hoedeman z Corporate European Observatory.
Ivan Hodac był wśód pierwszych, którzy się do niego wpisali. Był z tego zadowolony, ponieważ – jak mówi – nie robi tajemnicy z tego, z czym wiążą się jego zainteresowania. – Nie mam żadnych problemów z przejrzystością i tak dalej. To nie zmieni mojego życia.