Kurs euro, który od marca wzrósł z 1,25 do 1,40 dol., utrudnia życie. Musimy przetrwać tę sytuację, zredukować koszty i zwiększyć efektywność – mówi Pier Francesco Guarguaglini, dyrektor naczelny włoskiej grupy przemysłu obronnego Finmeccanica. Ekonomiści obawiają się, że nawet gdy popyt wzrośnie, silna waluta będzie szkodzić europejskim grupom przemysłowym bazującym na eksporcie. – To zaważy na ożywieniu – mówi Julian Callow, główny ekonomista ds. europejskich w Barclays Capital.
Wyroby przemysłu lotniczego są w ogromnej części wyceniane w dolarach, kurs euro bardzo więc na nie wpływa, podobnie jak na przemysł motoryzacyjny, stalowy i chemiczny. To problem dla wszystkich tych branż. Andrew Watt, starszy analityk w Europejskim Instytucie Związków Zawodowych, zaniepokojony jest sytuacją firm we Włoszech i w Niemczech. Dokąd mogą one eksportować? Czym się posłużyć, żeby wyjść z kryzysu? Prawdziwa odpowiedź jest taka, że nie mogą posłużyć się niczym, ponieważ euro umocniło się zarówno wobec funta, jak i dolara.
BMW i Volkswagen straciły miliardy euro w efekcie umocnienia się tej waluty w ostatnich latach. Zmusiło to niemieckich producentów samochodów i firmy z innych branż do cięcia kosztów i restrukturyzacji działalności. – Sytuacja na rynku walutowym to dla nas coś w rodzaju stałego kursu przetrwania. Musimy jej zawsze dotrzymywać kroku i dopasowywać się do niej – mówi Dieter Zetsche, dyrektor naczelny Daimlera. Kilka wielkich firm europejskich, między innymi Volkswagen i ThyssenKrupp, buduje fabryki w Stanach Zjednoczonych, by zabezpieczyć się przed skutkami wahań kursów. Korzystają przy tym z sięgającej setek milionów dolarów pomocy rządowej.
Europejska grupa przemysłu lotniczego EADS zbuduje fabrykę w USA, jeśli wygra przetarg na nowy tankowiec powietrzny dla amerykańskich sił zbrojnych. Również Finmeccanica rozważa zwiększenie produkcyjnej obecności w USA.
Reklama