● Projekt ustawy o efektywności energetycznej autorstwa Ministerstwa Gospodarki przewiduje, że za pośrednictwem systemu tzw. białych certyfikatów odbiorcy mają finansować inwestycje w oszczędzanie prądu. Dlaczego mamy to robić?
– Projekt jest realizacją dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady Europy w sprawie efektywności końcowego wykorzystania energii. Celem jest uzyskanie oszczędności wymaganych przez dyrektywę, czyli 9 proc. średniego rocznego zużycia energii finalnej, ale nie tylko elektrycznej, kumulowanego przez dziewięć lat, licząc od stycznia 2008 r. W przypadku prądu nie chodzi wyłącznie o wypełnienie zapisów dyrektywy. W 2010 roku 39 proc. bloków energetycznych skończy 40 lat, w 2020 roku 71 proc. i trzeba je będzie stopniowo wyłączać. Jeśli nie zahamujemy marnotrawstwa, trzeba będzie zbudować dwa razy tyle nowych mocy, a tempo inwestycji mamy marne. Gdyby nie kryzys, to już mielibyśmy deficyt mocy.
Wspomniana dyrektywa ma na celu ograniczenie zużycia prądu przez odbiorców. Dlaczego mamy finansować też oszczędności producentów czy dystrybutorów?
Reklama
– To był pomysł resortu gospodarki. Najpierw oponowałem, ale jak się okazało, że 80 proc. środków ma być skierowanych na wspieranie oszczędności przez odbiorców końcowych, to uznałem, że relatywnie niewielkie wsparcie poprawy efektywności w energetyce zawodowej też ma sens. Same straty sieciowe sięgają 12 proc. energii zużywanej przez odbiorców, ale niestety, obecnie energetyka nie jest zainteresowana obniżaniem kosztów. Na rynku produkcji nie ma konkurencji, a obowiązujące w dystrybucji i przesyle zasady ustalania cen przez regulatora nie zmuszają do poprawy efektywności. System białych certyfikatów powinien dać impuls do oszczędzania, bo będzie można dostać za to konkretne pieniądze.
Jakie jest ryzyko, że projekty oszczędnościowe nie będą powstawały i w efekcie wprowadzenia systemu białych certyfikatów wzrosną ceny prądu, a jego zużycie nie spadnie?
– Wprowadzenie białych certyfikatów oznaczałoby 2–3-proc. wzrost cen prądu, a więc niewiele, dodatkowe inwestycje w źródła byłyby droższe. Nie widzę powodów, żeby projekty oszczędności nie powstawały, bo to się będzie po prostu opłacało. Rozmawiam z przemysłem – jest bardzo zainteresowany. Oszczędzanie to konieczność także dlatego, że inaczej możemy mieć duże kłopoty w UE. Do września 2011 r. musimy przedstawić KE narodowy plan modernizacji energetyki, od którego przyjęcia zależy, czy polskie elektrownie po 2012 roku dostaną darmowe uprawnienia do emisji CO2. Częścią tego programu ma być plan efektywności energetycznej. Bez niego nie dostaniemy tych darmowych uprawnień w oczekiwanej skali, czyli do 70 proc. emisji w 2013 roku.