Sytuacja przypomina nieco okres sprzed publikacji raportów kwartalnych za III kwartał w USA. Wtedy indeksy również rosły, gdyż oczekiwano rewelacyjnych raportów. Wyniki spółek nawet dopisały, ale kursy akcji już niekoniecznie. Czy będzie podobnie? Czy sam rajd widzimy teraz, a grudzień będzie gorszy? Przyszłość pokaże.

Inwestorzy jak na razie nie powinni się obawiać przeceny, gdyż trudno jest sobie ją wyobrazić w tak udanym okresie jakim z pewnością będzie rok 2009. Dzisiaj zresztą dochodzą kolejne głosy z MFW (ostatnio dość aktywnego na polu analizy), który tłumaczy silne zwyżki na giełdach cichym przyzwoleniem regulatorów, którzy ociągają się z nowymi przepisami. Gdy nowe regulacje wejdą już w życie spekulacja będzie trudniejsza. Warto więc „ugrać” teraz jak najwięcej.

Samych danych makro było dzisiaj niewiele, ale te opublikowane wspierały stronę popytową. Wskaźniki PMI dla usług i przemysłu strefy euro były wysokie, a sprzedaż domów na rynku wtórnym w USA również była lepsza od prognoz. Dobre nastroje, niezłe dane to przy wciąż obowiązującym trendzie wzrostowym mieszanka wybuchowa. Indeksy eksplodowały więc już od rana sporą luką hossy i przez cały dzień nie chciały się zbytnio korygować. Końcówka była jeszcze silniejsza, gdyż amerykański S&P500 na otwarciu wzbił się powyżej 1100 punktów. Dzień na GPW zakończyliśmy więc sporymi, prawie 3-procentowymi wzrostami.

Na rynku walutowym eurodolar rósł od rana, co przyczyniało się na umocnienie złotego. Korona czeska, jak i węgierski forint odstawały trochę od naszej waluty, ale tutaj pewną rolę mogła odgrywać analiza Bloomberga jakoby naszemu regionowi groziły problemy związane z długiem. Owy dług jest odmieniany przez wiele przypadków. Mamy tutaj bowiem rosnące deficyty budżetowe, kredyty walutowe czy wreszcie międzynarodową pomoc, którą trzeba będzie spłacić. Widać, że problemy z deficytem na rachunku obrotów bieżących, czyli finansowaniem zewnętrznym zostały zastąpione problemem zadłużenia. To nie jest dobry prognostyk na przyszłość.

Reklama