„Rz” ustaliła, że resort finansów i Kancelaria Premiera pracują nad kolejnym sposobem ograniczenia długu publicznego. Chcą, by pod koniec dnia wszystkie wolne środki, których ministerstwa, fundusze i rządowe agencje nie zdołają wydać, wracały na konto ministra finansów. Mógłby on wówczas swobodniej dysponować publicznymi pieniędzmi i na bieżąco zasypywać dziury tam, gdzie środków brakuje.

Ten projekt krytykują już np. wrocławskie uczelnie, które w większości mają konta w BZ WBK. W specjalnym stanowisku napisały, że to są przecież ich pieniądze i dlaczego ma nimi dysponować minister finansów. Pomysł nie podoba się także bankom. Michał Boni, doradca ekonomiczny premiera, wyliczył, że dzięki konsolidacji finansów publicznych dług spadnie o 10 mld zł. Ekonomiści wątpią w powodzenie tego planu, ale wskazują, że na lokatach bankowych publicznych instytucji w ciągu ostatnich 12 miesięcy leżało średnio prawie 20 mld zł.

>>> CZYTAJ TEŻ: Grecja coraz bliżej bankructwa

– Rzecz nie polega na tym, aby jakiekolwiek pieniądze komukolwiek zabierać, ale by umiejętniej zarządzać publicznymi środkami – powiedział "Rz" były minister finansów Mirosław Gronicki. – Zasadę, że na koniec dnia nikt nie może trzymać na swoim koncie gotówki, ale przelewać ją na konto centralne, wprowadziły już u siebie np. Słowacja i Belgia. Gronicki dodaje, że wówczas będzie można wykazywać dług netto i w takiej sytuacji może on być niższy faktycznie nawet o 10 mld zł. Gronicki uważa, że taki sam efekt rząd osiągnie, przelewając pieniądze dopiero w momencie, kiedy dana instytucja ich rzeczywiście potrzebuje. – Niedopuszczalne jest, aby – tak jak to miało miejsce w przypadku uczelni – otrzymywały one środki na trzy tygodnie wcześniej i zarabiały na odsetkach – mówi ekonomista.

Reklama