Europejskie parkiety były przekonane o nieuchronności amerykańskich wzrostów i kończyły dzień zwyżkami, gdy tymczasem za oceanem inwestorzy wcale nie podzielili tak optymistycznego poglądu. Indeksy rosły tylko z początku i już pod koniec dnia górą była podaż.

Takie nieprzyjemne zaskoczenie sprawiło, że poniedziałkowy poranek był skazany na spadki. Ich skala na WIG20 była ograniczona do zaledwie 0,5 proc., więc można powiedzieć, że nic się nie stało. Odrobić spadków w tracie dnia się nie udało, ale przecena się nie pogłębiła, co można pod koniec dnia klasyfikować jako sukces, jednak taki bezruch jest tylko konsekwencją niemal braku handlu. Całkowity obrót sięgnął ledwie 763 mln złotych, czyli dwukrotnie mniej niż na ostatnich sesjach. Przez to też sesja przebiegła w męczącej atmosferze wyczekiwania na cokolwiek.

Obrazu dnia nie zmieniły dane makro, choć było ich sporo. Poranne indeksy PMI dla przemysłu w Niemczech, Anglii i Francji, a następnie dla całej strefy Euro były minimalne wyższe niż prognozy. Następnie, styczniowa prognoza inflacji Ministerstwa Finansów zakłada utrzymanie się jej w górnym paśmie wahań dopuszczonym przez RPP, czyli 3,5 proc. Zważywszy na fakt, że Ministerstwo jest dość zgodnie z ostatecznymi wynikami można oczekiwać, że taki odczyt znajdzie odzwierciedlenie w realnych danych. Później dane ze Stanów także nie dały większego optymizmu. Wydatki Amerykanów zwiększyły się w grudniu zaledwie o 0,2 proc., ale dobrze, że dochody podskoczyły o 0,4 proc. Trudno tu jednak mówić o zaskoczeniu, bo spodziewano się bardzo podobnych odczytów. Nadspodziewanie dobry był natomiast indeks ISM dla amerykańskiego przemysłu. Znalazł się on najwyżej od sierpnia 2004 roku potwierdzając, że mimo umacniającego się dolara przemysł trzyma się wyśmienicie. Rynkom szczególnie podobało się to, że poprawę zanotowały działy nowych zamówień, produkcji i zatrudnienia. To bardzo dobra zaliczka przed środowymi identycznymi danymi dotyczącymi sektora usług. Po tej informacji optymizm studziły mało istotne dane o spadku wydatków na inwestycje budowlane.

Na GPW dane nie znalazły żadnego odzwierciedlenia, ale na zachodzie pomagały bykom. Kiedy na krajowym parkiecie królowała atmosfera postoju pociągu na stacji znacznie ciekawiej prezentował się złoty na rynku walutowym. Krajowa waluta w po 14-tej przebiła poziom 4 złotych za euro i kończy dzień wyraźnym umocnieniem. Zakończenie na obecnych poziomach poniżej bariery 4,00 otwiera drogę nawet do 3,80, choć do tego potrzeba będzie jeszcze kilku miesięcy lub kontynuacji słabnącego euro w stosunku do dolara.

Reklama

Kończąc dziś na minusach, mimo dobrych danych, nie zmienia się ogólna sytuacja. Popyt pozostaje słaby, podaż zdobywa coraz to nowe tereny, a dzisiejszy minimalny obrót można interpretować jako ciszę przed burza. W końcu sytuacja dla zarządzających jest niejednoznaczna – dane coraz lepsze, a chętnych do kupna nie ma. Możliwe rozwiązania – jeżeli znajdzie kapitał zainteresowany spekulacyjnym zakupem może wywołać efekt domina i szybko powrócimy do szczytów. Bardziej prawdopodobne jest raczej przeciągające się wyczekiwanie, w którym co bardziej zniecierpliwieni nie będą chcieli czekać na to „wyjątkowo-dobre-coś”.