Dziś również na rynki napłynęło zdecydowanie więcej danych makro niż przez ostatnie cztery dni łącznie. Rano dość rozczarowujące były informacje o minimalnym wzroście o zaledwie 0,1 proc. PKB strefy euro, podczas gdy oczekiwano aż 0,3 proc. zwyżki. Sama informacja nie byłaby taka znacząca, ale na osłabienie nastrojów wpłynęła informacja, że niemiecka gospodarka w czwartym kwartale 2009 znalazła się w stagnacji. Ponadto na przyszłość źle wróży też spadek produkcji przemysłowej w krajach wspólnej waluty w ciągu miesiąca aż o 1,7 proc. Po części może on wynikać z warunków atmosferycznych i wyjątkowo srogiej zimy, ale jeżeli spadek znajdzie potwierdzenie w lutym to przekaz będzie jasny – potrzeba kolejnych stymulacji żeby utrzymać ubiegłoroczne wzrosty. Tylko kto będzie za tą stymulację płacił?

Jeszcze jednym negatywnym czynnikiem krzyżującym szyki giełdowych byków była informacja o wprowadzonej niespodziewanej podwyżce rezerw obowiązkowych w chińskich bankach. Wzrost wyniósł 50 pkt. bazowych i od razu przełożył się na spadek cen surowców, na które w związku z tym przewidywany jest mniejszy popyt. Przez to dwuprocentowa przecena na ropie i miedzi obniżała wyceny spółek surowcowych, które ściągały rynki w dół. Tym łańcuszkiem zależności podaż zyskiwała dodatkowe punkty.

Dało się dziś też dostrzec pozytywne informacje i była nią sprzedaż detaliczna w USA, która w styczniu wzrosła o 0,5 proc. Po wyłączeniu samochodów odczyt był jeszcze lepszy, bo zwyżka sięgnęła aż 0,6 proc. Uwzględniając, że dopłaty do zakupu samochodów już się zakończyły taki wzrost cieszy i pokazuje, że amerykański konsument jeszcze się trzyma i nie zamierza przestawać wydawać. Ostatnie w kolejce były wstępne dane o indeksie nastrojów Uniwersytetu Michigan, ale nie znalazły już odbicia w notowaniach, bo chociaż były niższe niż prognozy to różnica była zbyt mała by można mówić o istotnych informacjach.

W piątek w końcu udało się przerwać serię ośmiu spadkowych sesji i tym razem popyt może pochwalić się wzrostem o całe 13 pkt. od otwarcia. Jest to równocześnie niemal cały wzrost jaki rynek miał do zaoferowania w tym tygodniu, więc po spadkach z ubiegłego tygodnia nie było żadnego odreagowania. Na razie bykom udaje się brak argumentów nadrabiać miną i prężeniem muskułów na otwarcie. Przynosi to mizerne efekty, ale jeszcze pomaga ogólne przekonanie, że przecież trend wzrostowy trwa od roku, więc powinien trwać dalej. Niestety takich zależności na rynkach nie ma.

Reklama