Zastanawiające jest przy tym, jak w takiej sytuacji zachowałby się złoty, który jak na razie bardzo dobrze zniósł pogorszenie klimatu na rynkach akcji, jak również osłabienie euro. Kłopoty Grecji z finansami publicznymi korzystnie wpłynęły na postrzeganie państw z niższym zadłużeniem. Przypomnijmy, że niedawno największy fundusz obligacji na świecie, Pimco, informował o zwiększeniu zaangażowania w polskie papiery skarbowe.

To potwierdzenie dobrych ocen dla naszego kraju. Aktualnie rysują się dwie perspektywy. W pierwszej, złoty dalej by zyskiwał wraz z odrabianiem strat na giełdzie. W drugiej, kolejna fala wyprzedaży akcji na rynkach wschodzących doprowadziłaby do mocniejszej przeceny także walut tej grupy krajów. Inwestorzy przekonaliby się, że kłopoty giełd są trwalsze i tym samym ryzyko lokowania na mniej stabilnych rynkach jest większe.

Takich obaw nie rozwiewa wczorajsze zignorowanie przez giełdy w USA złych danych z rynku nieruchomości i skupienie się na krzepiących słowach Bena Bernanke o wstępnej fazie ożywienia gospodarczego. Miały one jednak bardziej psychologiczny efekt niż realny, bo nie usłyszeliśmy z jego ust nic nowego. Dziś warto przyjrzeć się styczniowej podaży pieniądza w strefie euro, która miesiąc wcześniej odnotowała spadek w skali roku.