Po pierwsze, cierpliwie czekają na poprawę w sferze zatrudnienia, które ma być następstwem ożywienia gospodarczego. Potwierdziła to odporność rynków w ostatnim czasie, kiedy pojawiały się mniej korzystne od przewidywań dane dotyczące rynku pracy (większa nowych bezrobotnych, rewizja w dół styczniowej liczby nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym). Po drugie, tendencje na rynku pracy w Ameryce podtrzymują nadzieje na poprawę sytuacji. Jesteśmy coraz bliżej tego, by nie tylko malało tempo spadku zatrudnienia, ale by zatrudnienie zaczęło się zwiększać. Zresztą warto też pamiętać o wsparciu rentowności przedsiębiorstw przez obecne uwarunkowania na rynku pracy. Skutkują wzrostem wydajności pracy i tym samym obniżają koszty pracy. Obecne zjawiska nie stwarzają też presji na wzrost stóp procentowych.

W kontekście wiadomości napływających z Chin coraz trudniej się oprzeć wrażeniu, że mamy powtórkę sytuacji z przełomu 2003 i 2004 r. Wtedy, tak jak obecnie, inwestorzy „żyli” obawami przed przegrzaniem koniunktury w tamtejszej gospodarce. Ostatnio przypomniał o takim ryzyku sam chiński premier, mówiąc o „niezrównoważonym i niestabilnym” charakterze wzrostu gospodarczego. To może skutkować dalszymi działaniami przywracającymi równowagę zwłaszcza na rynku kredytowym. 6 lat temu tego typu zagrożenia sprowokowały na rynkach wschodzących głęboką korektę.