"Do znanej już wyliczanki grecko-chińskiej doszły dziś gorsze dane o spadku sprzedaży detalicznej oraz stagnacji produkcji przemysłowej w strefie euro. Na koniec zaś - wzrost liczby wniosków o zasiłek dla bezrobotnych za oceanem. Jak na taką mieszankę, dzisiejsze spadki można uznać za umiarkowane" - ocenił Przasnyski.

Analityk podkreślił, że spadkowy początek sesji na głównych giełdach europejskich okazał się jedynie wstępem do mocniejszej przeceny. Na otwarciu indeksy traciły po 0,2-0,5 proc. Jeszcze przed południem strata w Paryżu sięgała 1,7 proc., we Frankfurcie wskaźnik tracił 1,1 proc., a w Londynie 0,9 proc. Gorsze dane o spadku sprzedaży detalicznej w strefie euro niewiele tu znaczyły, choć oczywiście pomóc nie mogły. Podobnie jak bykom w Londynie niewiele pomogła informacja o większym niż oczekiwano wzroście produkcji przemysłowej. "Mocno cierpiały rynki uznawane za bardziej ryzykowne. W Atenach spadek sięgał 5 proc. Jest to efekt obaw, że trzeba będzie zrewidować w dół wartość ubiegłorocznego deficytu budżetowego i rosnącego zagrożenia ogłoszeniem niewypłacalności Grecji. Indeks w Madrycie tracił 1,7 proc., a w Istambule ponad 1 proc. Na giełdach naszego regionu było więc niewesoło" - dodał.

Węgierski indeks BUX na zamknięciu spadł o 3,27 proc. do 24.480,67 pkt. FTSE na zamknięciu sesji spadł o 0,86 proc.CAC 40 na zamknięciu spadł o 1,20 proc. DAX na zamknięciu spadł o 0,81 proc.