Korwin-Mikke startował w tegorocznych wyborach prezydenckich pod hasłem "Wolność i Praworządność"; jest to też nazwa partii, której jest przewodniczącym.

Na jednej z pierwszych konferencji prasowych po zarejestrowaniu go przez Państwową Komisję wyborczą jako kandydata na prezydenta oświadczył, że Polska nie jest normalnym krajem.

Zanim dopuścił dziennikarzy obecnych na konferencji do głosu, sam zadał sobie pytania i na nie odpowiedział. "Ponieważ mam już bogate doświadczenie w tym, o co państwo pytają, odpowiem na typowy zestaw pytań" - mówił. Według niego pierwsze typowe pytanie to: po co kandyduję? "Odpowiedź brzmi - żeby wygrać, jeśli się da. Drugie pytanie - czy są szanse na zwycięstwo? Odpowiedź brzmi - niewielkie, ale im trudniej, tym bardziej lubię te zawody, i wreszcie - jakie są inne cele tej kampanii poza wygraniem? Odpowiedź brzmi - przekonanie ludzi, że można żyć w normalnym kraju" - powiedział.

W trakcie kampanii przekonywał, że Polska powinna jak najszybciej wystąpić z Unii Europejskiej, ponieważ może jej grozić dopłacanie do ratowania strefy euro w związku z kryzysem. Jak ocenił, od grudnia 2009 r., daty wejścia w życie unijnego Traktatu z Lizbony, Polska nie jest samodzielnym państwem. Stwierdził, że kandyduje na urząd gubernatora stanu, a nie na urząd prezydenta. "Stan Kalifornia czy Minnesota ma znacznie więcej wolności niż Polska w tej chwili. Polska od 1 grudnia przestała być państwem" - powiedział. Ocenił też, że wzmocnienie unijnej polityki zagranicznej zagraża istnieniu polskiej dyplomacji.

Reklama

Zapowiedział, że gdyby wygrał wybory prezydenckie, to przeniósłby siedzibę głowy państwa z Pałacu Prezydenckiego do Belwederu. Zaapelował do premiera Donalda Tuska o "odchudzenie" administracji państwowej. "Z chwilą, kiedy są komputery, ludzi powinno być mniej niż przedtem. Jeżeli przedtem prezydent mieścił się w Belwederze, to teraz powinien zmieścić się w połowie Belwederu. Jak jest za duży budynek, to od razu się bierze za dużo urzędników" - tłumaczył.

Według niego podczas kampanii należy zmienić obecny - jak ocenił - opiekuńczy ustrój, w którym o wszystkim decydują urzędnicy. "Ludzie nie chcą żyć w klatce, nawet jeśli jest ona ze złota" - przekonywał na konferencji prasowej zorganizowanej przy warszawskim ZOO, przed wybiegiem niedźwiedzi brunatnych. Zaproponował "zmianę ustroju z opiekuńczego, socjalistycznego" na ustrój, w którym "nie byłoby tej bandy urzędników, która o wszystkim decyduje".

Zapewniał ponadto, że jako prezydent będzie domagał się likwidacji zasiłków dla bezrobotnych i zwiększenia wydatków na armię o 50 proc., która jego zdaniem powinna być zawodowa. "Na pewno zażądam ustawy, która zwiększy wydatki na wojsko, likwidując zasiłki dla bezrobotnych. Jest niedopuszczalne dawanie pieniędzy ludziom, którzy nie pracują, podczas kiedy mamy co robić przede wszystkim w wojsku" - przekonywał. "Musimy również zrobić w szkołach program przysposobienia obronnego, ale poważnego, tzn. młodzież - męska oczywiście - jedzie do garnizonu i przez tydzień siedzi w garnizonie, widzi, jak się strzela" - dodał.

W jednym ze spotów wyborczych emitowanych w ramach bezpłatnego czasu antenowego w telewizji publicznej odnosił się do ostatniej powodzi. Radził Polakom dotkniętym klęską, by przegonili polityków, którzy przyjeżdżają do nich, "żeby sobie zbijać kapitał wyborczy" na ich nieszczęściu.

Wziął udział w debacie prezydenckiej na Uniwersytecie Warszawskim wraz z siedmioma innymi kandydatami. W dyskusji nie uczestniczyli tylko Grzegorz Napieralski (SLD) i Jarosław Kaczyński (PiS). Powiedział m.in., że chciałby żyć w państwie, w którym rząd nie wtrąca się do gospodarki i "nie bierze łapówek", w którym "podatki wynoszą jedną siódmą obecnych". "Marzę o państwie, w którym kobieta może mieć bogatego męża, a bogaty to jest taki, któremu nie zabierają dziesięciu procent jego dochodów" - dodał. Nazwał też główny nurt polskiej polityki "kloaką" i zaapelował o głosy tych, którzy nie chcą rządów "bandy czworga".

W wywiadzie dla PAP zapowiedział częste wykorzystywanie z prawa weta oraz inicjatywy ustawodawczej - w pierwszej kolejności w celu reformy sądownictwa. Jak mówił, chodzi o zasadnicze uproszczenie procedur i ograniczenie biurokracji. "Chcę: wprowadzenia zasady, że sędzia nie sądzi we własnym ani sąsiednim mieście, losowania spraw, prowadzenia sprawy sądowej do końca bez przekładania i odraczania, godziwych diet dla świadków oraz drakońskich kar dla świadków i innych osób za nieobecność na rozprawie. I całej kupy drobiazgów zupełnie oczywistych, a nie wprowadzanych, bo nikomu się nie chce" - tłumaczył.

Zapowiedział też, że jeśli wygra, będzie często wygłaszał orędzia do narodu. Pytany na jaki wynik liczy, odparł: "na dobry". "Jeśli nie - uznam, że Polacy chcą, by panowała głupota i korupcja" - dodał.

W czasie tegorocznej kampanii złożył dwa pozwy w trybie wyborczym. W pierwszym pozwał telewizję TVN za materiał, na temat wyborczej piosenki Grzegorza Napieralskiego, ponieważ pokazano go w nim - przez dwie sekundy - z ręką wzniesioną w hitlerowskim pozdrowieniu. Początkowo żądał 50 tys. zł dla powodzian, ostatecznie zmodyfikował swój wniosek i chciał przeprosin oraz sprostowania. Sąd orzekł, że TVN nie musi przepraszać Korwin-Mikkego. Prawnik kandydata złożył odwołanie.

Korwin-Mikke tłumaczył, że wykonał ten gest kilka miesięcy wcześniej w studiu TVN24 w dyskusji publicystów na temat wejścia Polski do strefy euro, by zaprotestować przeciwko "hitlerowskiej polityce wprowadzenia euro". Kolejny pozew złożył przeciwko TVP, ponieważ telewizja - jego zdaniem - udostępnia mu za mało czasu antenowego w kampanii wyborczej. Sąd oddalił jednak ten pozew, uznając, że podstawa żądania jest "chybiona".

Drugi pozew - przeciwko TVP - sąd oddalił, uznając, że podstawa żądania jest "chybiona". Jak wyjaśniał sąd, na ustalenia dotyczące czasu antenowego pełnomocnikom przysługuje skarga do PKW. Korwin-Mikke pozwał TVP do sądu, ponieważ telewizja - jego zdaniem - udostępnia mu za mało czasu antenowego w kampanii wyborczej. Korwin-Mikke domagał się w pozwie sprostowania danych w trybie wyborczym poprzez nakazanie TVP emisji jego materiałów wyborczych w wymiarze 7 godzin i 40 minut.

Janusz Korwin-Mikke - były prezes Unii Polityki Realnej, obecnie lider partii Wolność i Praworządność - startuje w tegorocznych wyborach prezydenckich. Jest to już jego czwarta próba zdobycia fotela prezydenckiego. Nigdy nie uzyskał w wyborach więcej niż 2,4 proc. głosów.

W 2005 roku Korwin-Mikke prowadził prezydencką kampanię wyborczą pod hasłem "Mam tego dość". Uzyskał 1,43 proc. głosów. Wcześniej startował w wyborach prezydenckich w 1995 i 2000 roku, uzyskując odpowiednio 2,4 i 1,43 proc. poparcia.

Życiorys Janusza Korwina-Mikke

Janusz Korwin-Mikke urodził się 27 października 1942 roku w Warszawie. Z wykształcenia jest filozofem, studiował także matematykę, prawo i socjologię. Był aresztowany i relegowany z uczelni (Uniwersytetu Warszawskiego) za udział w wydarzeniach marcowych 1968 roku.

W latach 1969-1974 był pracownikiem naukowym Instytutu Transportu Samochodowego, a następnie Uniwersytetu Warszawskiego.

Jako stypendysta wyjechał w 1977 roku na pół roku do Paryża. Po powrocie założył Officynę Liberałów (wydawnictwo drugiego obiegu) oraz prywatne seminarium "Prawica-Liberalizm-Konserwatyzm".

Uczestniczył w strajku stoczniowców szczecińskich w sierpniu 1980, następnie był doradcą NSZZ Rzemieślników Indywidualnych "Solidarność". W marcu 1982 został internowany w Białołęce na kilka miesięcy.

Od 1962 roku należał do Stronnictwa Demokratycznego, z którego wystąpił w okresie stanu wojennego.

W 1984 założył wraz ze Stefanem Kisielewskim Partię Liberałów "Prawica". W 1987 został prezesem nowo powstałego Ruchu Polityki Realnej (w 1989 przekształconego w Unię Polityki Realnej), której był prezesem do 1997 roku i później ponownie - po Stanisławie Michalkiewiczu - w latach 1999-2003.

Bez powodzenia startował w wyborach do Senatu w czerwcu 1989 roku. Z ramienia UPR był posłem I kadencji w latach 1991-1993 z województwa poznańskiego. W 1992 roku był inicjatorem uchwały lustracyjnej, w wyniku której powstała słynna "lista Macierewicza" i w konsekwencji upadł rząd Jana Olszewskiego.

W czerwcu 2005 roku założył partię Platforma Janusza Korwin-Mikkego, która we wrześniowych wyborach parlamentarnych tego samego roku nie przekroczyła 5-procentowego progu wyborczego; uzyskała 1,57 proc. głosów. W 2006 Platforma Janusza Korwin-Mikke zawiesiła działalność, jednak nie została wykreślona z rejestru partii politycznych.

W 2006 roku zdecydował się na start w wyborach na prezydenta Warszawy; przegrał, uzyskując 2,26 proc. poparcia. W przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 bezskutecznie ubiegał się o mandat poselski z pierwszego miejsca na liście Ligi Polskich Rodzin w okręgu gdańskim w ramach porozumienia LPR, UPR i Prawicy Rzeczypospolitej.

W listopadzie 2009 odbył się konwent Platformy Janusza Korwin-Mikke, na którym przegłosowano zmianę nazwy na Wolność i Praworządność oraz uchwalono program partii. Wybrano też nowe władze; funkcję prezesa objął Korwin-Mikke.

W programie Wolności i Praworządności określono, że jest to ugrupowanie konserwatywno-liberalne. Partia chce, by budżet państwowy i budżety samorządów były konstruowane wyłącznie w oparciu o stabilne podatki; deficyt budżetowy miałby być zakazany, a zaciąganie pożyczek ograniczone do sytuacji wyjątkowych. Ugrupowanie domaga się też zakazu prowadzenia przez państwo i gminy jakiekolwiek działalności gospodarczej jako "stwarzającej nieuczciwą konkurencję".

Partia kierowana przez Korwina-Mikke opowiada się za powszechnym dostępem do broni oraz zwiększeniem finansowania armii - przy czym za jedynie skuteczną uważa armię zawodową. Ugrupowanie chce też "zdecentralizowania i sprywatyzowania" szkolnictwa oraz zaprzestania finansowania przez państwo kultury, która - zgodnie z programem WiP - powinna zostać poddana mechanizmom rynkowym i prywatnemu mecenatowi.

Janusz Korwin-Mikke jest też zwolennikiem przywrócenia kary śmierci dla morderców.

Pod koniec listopada ubiegłego spalił przed Uniwersytetem Warszawskim flagę Unii Europejskiej. Zaprotestował w ten sposób przeciwko wejściu w życie Traktatu z Lizbony, co - jego zdaniem - prowadzi do utraty przez Polskę suwerenności.

Zakładał miesięcznik "Najwyższy czas", którego przez wiele lat był wydawcą. Nadal w nim publikuje. Jest członkiem honorowym konserwatywnego Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego.

Dwukrotnie żonaty, ma sześcioro dzieci, siedmioro wnuków. Jego hobby to wszelkiego rodzaju gry. Jest miłośnikiem brydża, szachów, bilardu i go. Napisał kilka książek o tematyce brydżowej.