Przede wszystkim dlatego że w większości krajów środkowoeuropejskich kredyty finansowano z depozytów. Skomplikowanych instrumentów finansowych nie wprowadzano (tym zajmowały się spółki matki), a kredyty walutowe były głównie problemem na Węgrzech. Ale to wiadomo dopiero dzisiaj. Kryzys pokazał też, jak bardzo niejednorodny jest to region. Od skrajnych przypadków zapaści gospodarczej (Ukraina, kraje bałtyckie) po Polskę, która nie zaznała recesji. To też dopiero dzisiaj staje się oczywiste. Przez cały rok 2009 trzeba było walczyć z poglądami wrzucającymi wszystkie kraje regionu do jednego worka i wieszczącymi powtórkę kryzysu argentyńskiego nad Dunajem (to z tytułu „The Economist” z lutego 2009 r.).
W zeszły piątek odbyła się w Wiedniu konferencja „Beyond the Vienna Initiative: Towards a New Banking Model in a New Growth Model for CESEE”, gdzie wszystkie te wątki, z różną co prawda siłą, były wielokrotnie powtarzane. Silnie brzmiał głos, że ta część Europy nie potrzebuje nowego modelu bankowego, bo dotychczasowy, dość konserwatywny w swym podejściu, sprawdził się. Jeszcze silniej przebijał się pogląd, że nie ma takiego drugiego regionu jak Europa Środkowo-Wschodnia i Południowa, a różnice między krajami są często nawet większe niż pomiędzy państwami starej Unii. Za przykład służyć może choćby to, że o ile w krajach Grupy Wyszehradzkiej inwestycje zagraniczne przyczyniły się do silnego rozwoju eksportu, o tyle np. w krajach bałkańskich skoncentrowane zostały na rynku wewnętrznym. Nie wspominając o kwestii reżimów kursowych i skali integracji z głównym jądrem ekonomicznym Europy.
Najwięcej uwagi poświęcono jednak silnej presji na ograniczenie, a nawet zupełne wyeliminowanie możliwości zadłużania się w walutach obcych. Głos taki słychać było ze strony zarówno instytucji międzynarodowych, banków centralnych, jaki i świata akademickiego. Mam wrażenie, że ta presja jest dzisiaj znacznie silniejsza niż jeszcze pół roku temu. Jednym z głównych tematów podnoszonych przez tzw. inicjatywę wiedeńską była właśnie kwestia wprowadzenia zakazu udzielania kredytów w walutach obcych. Dziś w niektórych krajach takie obostrzenia są już stosowane, w innych, w tym np. w Polsce, są przedmiotem dyskusji, a niedługo zapewne zostaną w tej czy w innej formie wprowadzone życie. Jedyne, co niepokoi, to przekonanie, że zakaz lub też znaczne ograniczenie dostępności kredytu w walucie zmniejszy ryzyko makro- i mikroekonomiczne. Ryzyko kursowe jest, jak wiadomo, jednym z wielu. Często nie docenia się ryzyka lokalnych stóp procentowych. Nie wspominając o tym, że kredyty walutowe będą coraz bardziej dostępne poprzez oddziały banków działających poza granicami Polski w strefie euro.
Można zadać sobie również pytanie, dlaczego tego typu spotkania nie odbywają się w Warszawie. Rynek kapitałowy większy, dynamiki wzrostu wyższe. Ale jeśli w piątek wieczorem, na kilka godzin przed zamknięciem na weekend lotniska Okęcie, LOT odwołuje ostatni samolot do Warszawy bez żadnej możliwości powrotu do kraju tego dnia, trudno aspirować do miana jakiegokolwiek centrum. Jeśli Polskie Linie Lotnicze oferują w zamian powrót pociągiem bez gwarancji, że wszyscy pasażerowie się zmieszczą, a system rezerwacji biletów zostaje zamknięty na 5 godzin przed odjazdem, trudno podejmować ryzyko organizowania jakiejkolwiek konferencji. Dobrze, że mało kto o tym wie, bo to trochę wstyd.