Po krótkim przyspieszeniu globalne ożywienie zwalnia. Produkcja na Zachodzie wciąż jest poniżej poziomu sprzed 2008 roku. W USA utrzymuje się bezrobocie. Europa cudem uniknęła drugiego globalnego kryzysu, kiedy jej największe gospodarki stworzyły w maju fundusz ratunkowy dla Grecji i innych zadłużonych krajów. Japonia po raz pierwszy od sześciu lat zainterweniowała na rynkach walutowych, by powstrzymać aprecjację jena. To wywołało spekulacje o globalnej wojnie walutowej.
Charles Dallara, dyrektor zarządzający w Instytucie Finansów Międzynarodowych, reprezentującym największe banki świata, uważa, że nadchodzi równie krytyczny moment co w szczycie globalnej recesji na początku 2009 roku. Pytanie brzmi: czy potrzebne są dodatkowe środki? A jeżeli tak, to jakie jeszcze narzędzia do przyspieszenia wzrostu zostały na podorędziu?

Polityka monetarna

Wpływanie na poziom stóp procentowych i atrakcyjność pożyczania, wydawania i oszczędzania. Polityka monetarna jest standardowym narzędziem wykorzystywanym do utrzymywania popytu i stabilnego poziomu produkcji w gospodarce. Jeżeli stopy procentowe są za wysokie, wydatki spadną i ludzie pozostaną bez pracy. Firmy na konkurencyjnych rynkach obetną wówczas ceny, a pracownicy zaakceptują niższe płace, co może doprowadzić do deflacji – ogólnego spadku cen. Obniżenie stóp procentowych redukuje koszty pożyczkowe, zachęcając gospodarstwa domowe i firmy do zwiększania wydatków. Zwiększa też produkcję. Jeżeli potrzebny jest dalszy bodziec stymulujący, a stopy procentowe już są bliskie zera, decydenci muszą sięgnąć po nieortodoksyjne narzędzia, na przykład łagodzenie ilościowe. Polega ono na kreowaniu przez bank centralny dodatkowych pieniędzy i kupowaniu za nie aktywów, takich jak obligacje rządowe. Może to zrobić tylko bank centralny.
Reklama
Gdy zwiększy się popyt na aktywa, łagodzenie ilościowe może podnieść ich ceny i obniżyć koszty odsetek kredytów długoterminowych. Celem jest pobudzenie bieżących inwestycji i wydatków.
Podobne skutki może mieć deklaracja o niepodnoszeniu krótkoterminowych stóp procentowych przez dwa lata. Może to też doprowadzić do zredukowania stóp długoterminowych, ponieważ firmy i gospodarstwa domowe mogą planować większe wydatki bieżące.
Pierwsza na to rozwiązanie zdecydowała się Japonia, która we wtorek nieznacznie obniżyła swoje i tak już minimalne stopy procentowe z 0,1 procent do między 0 a 0,1 procent. Oprócz tego Tokio ogłosiło, że rozważa program łagodzenia ilościowego o wartości 5,000 miliardów jenów (59,7 miliarda dolarów) z zamiarem kupna kombinacji obligacji rządowych i aktywów sektora prywatnego. Amerykański Fed sugeruje, że rozważa drugi etap łagodzenia ilościowego, a decyzja może zapaść w listopadzie. Rosną oczekiwania, że Bank Anglii podąży w tym samym kierunku.
Nie jest jednak pewne, jak powyższe metody zadziałają. Jeżeli firmy, banki i gospodarstwa domowe chcą trzymać gotówkę, bo oczekują, że ceny będą spadać, a gospodarka pozostanie słaba, wpompowanie większej ilości pieniędzy w gospodarkę będzie miało niewielki skutek. John Maynard Keynes opisał tę sytuację jako pułapkę płynnościową, w której polityka monetarna przestaje być efektywna dla dalszego stymulowania popytu.

Polityka fiskalna

Jej celem jest zwiększenie produkcji i inflacji. Pośrednio przez obniżenie podatków, by zachęcić gospodarstwa domowe i firmy do wydawania pieniędzy. Albo bezpośrednio – wtedy rząd pożycza, by zwiększyć wydatki publiczne.
Przez prawie 40 lat za dobrą politykę fiskalną uważano taką, która utrzymuje w finansach publicznych stabilny poziom zadłużenia, tak by jedno pokolenie nie przerzucało ciężaru finansowania usług publicznych na następne.
W 2009 roku, by zwalczyć kryzys, gospodarki uzgodniły zwiększenie wydatków publicznych lub obniżenie podatków o równowartość dwóch procent dochodu narodowego. Czasowy bodziec stymulacyjny obecnie wygasa. Wielka Brytania zdecydowała się zaostrzyć politykę fiskalną w 2010 roku, a większość innych krajów redukować deficyty od 2011 roku. Jednak by połączenie polityki monetarnej i fiskalnej mogło zadziałać, trzeba przynajmniej pokonać deflację. Jeżeli władze wydrukują lub wykreują wystarczającą ilość pieniądza i rząd wykorzysta je do obniżenia podatków albo zwiększenia wydatków, wartość tego pieniądza spadnie.
Niemcy i Wielka Brytania nalegają na redukcję deficytu. Republikanie w Kongresie zablokują każdy pakiet stymulujący zaproponowany przez amerykańską administrację. Ostry spór polityczny grozi storpedowaniem przedłużenia ulg podatkowych wprowadzonych przez byłego prezydenta George’a W. Busha. Inne kraje nie mają pola manewru w polityce fiskalnej. Prognozy wzrostu zadłużenia rządów są tak alarmujące, że inwestorzy nie będą chcieli pożyczać pieniędzy Grecji, Hiszpanii, Irlandii lub Portugalii na dalsze rozwiązania stymulacyjne.

Polityka kursowa

Ograniczenie wartości waluty obniża ceny eksportu i pozwala rodzimym producentom konkurować z importem, a więc wzmacnia gospodarkę. Jeżeli kraj ma duży deficyt handlowy, a popyt spada szybciej niż podaż, obniżenie kursu walutowego zwiększa popyt i kieruje gospodarkę w stronę produkcji wewnętrznej.
Urealnienie globalnych kursów walutowych obejmowałoby deprecjację takich walut jak amerykański dolar i aprecjację juana, jena i walut państw eksportujących ropę, które mają duże nadwyżki handlowe. By przejść od eksportu do konsumpcji wewnętrznej, kraje z nadwyżkami musiałyby jednocześnie utrzymać popyt wewnętrzny i zwiększyć import z krajów deficytowych.
W ostatnich tygodniach USA naciskały na Chiny, by pozwoliły na szybszą aprecjację swojej waluty. Bez powodzenia. Tymczasem Japonia, Brazylia, Korea Południowa i Szwajcaria zainterweniowały, by osłabić swoje waluty.

Nierobienie niczego

Dla wielu uczestników globalnej debaty dodatkowe rozwiązania są niepotrzebne. Luminarze tacy jak Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, twierdzą, że światowa gospodarka radzi sobie lepiej, niż się mówi, i czeka ją ożywienie postępujące w umiarkowanym tempie. Podobnie Charles Plosser, prezes Rezerwy Federalnej z Filadelfii, twierdził w minionym tygodniu, że USA znajdują się w fazie letniego spowolnienia, ale z perspektywami na umiarkowany wzrost.
Zwolennicy nicnierobienia obawiają się, że stymulowanie popytu grozi wzrostem inflacji. Andrew Sentance z rady polityki pieniężnej uważa, że wiarygodność utrzymywania inflacji jest zagrożona. Pogląd ten przeważa w bankach centralnych i poza nimi. Ma również zwolenników w coraz bardziej wpływowej populistycznej Tea Party w USA, która sprzeciwia się „marnotrawnym” wydatkom. Problem polega na tym, że jeżeli ta diagnoza nie jest trafna i potrzebne są dodatkowe rozwiązania w celu zwiększenia popytu, nierobienie niczego przedłuży recesję.
ikona lupy />
Koszty wyjścia z kryzysu / DGP