"Środową sesję na warszawskiej giełdzie byki zaczęły od odrabiania strat i zacierania złego wrażenia po słabym zachowaniu dzień wcześniej. Pomagał im optymizm płynący ze zwyżkujących kontraktów na amerykańskie indeksy i dobre nastroje na głównych parkietach europejskich. Sił nie starczyło jednak na zbyt długo, a WIG20 zyskiwał na otwarciu prawie 0,4 proc., starając się oddalić na nieco większą odległość od poziomu 2700 punktów" - powiedział analityk Open Finance Roman Przasnyski.

Jednak już po niecałych dwóch godzinach powrócił do niego, a to sprowokowało podaż do bardziej zdecydowanego ataku. Zepchnęła ona indeks największych spółek do minimum w okolicach 2687 punktów. Przez kilka następnych godzin byliśmy świadkami mozolnego zmniejszania skali przeceny.

"W pierwszej fazie handlu po około 1 proc. zyskiwały spółki surowcowe. W okresie największego naporu niedźwiedzi papiery KGHM przez moment traciły 0,7 proc. Akcje Lotosu i PKN Orlen przez większą część dnia trzymały się na niewielkim plusie. Sytuację ratowały też zwyżkujące o 0,5-0,6 proc. walory Telekomunikacji Polskiej.

Po 0,6-0,7 proc. w dół szły akcje Pekao, PZU i Tauronu" - wyliczył analityk. Na głównych giełdach europejskich euforii nie było, jednak indeksy trzymały się nad kreską. Jednak później przybierająca z czasem na sile zwyżka za oceanem dodawała animuszu europejskim bykom, jednak naszemu indeksowi największych spółek nie pomogła obronić poziomu 2700 punktów.

Reklama

Ostatecznie WIG20 zniżkował o 0,56 proc. do poziomu 2.687,45 pkt., WIG spadł o 0,33 proc. do poziomu 47.193,06 pkt. Obroty wyniosły 965 mln zł.