Jednak wysiłki Hiszpanów, by uzdrowić sektor bankowy i zawrócić go na właściwą drogę, sprawiły, że wyprzedzili oni resztę Europy. Widać już pierwsze rezultaty tych działań.

>>> Czytaj też: Chiny wierzą w Hiszpanię i nadal będą finansować jej dług publiczny

Podobnie jak Dublin Madryt popełnił błąd ekonomiczny, pozwalając taniemu kapitałowi zagranicznemu na rozkręcenie boomu nieruchomościowego. I podobnie jak w Irlandii ryzyko zostało skumulowane w bankach, a konkretnie w silnie upolitycznionym sektorze kas oszczędnościowych zwanych cajas. Jednak hiszpańscy regulatorzy nigdy nie zrezygnowali z kontrolowania tego sektora, tak jak to zrobili ich irlandzcy odpowiednicy. Zabezpieczenia finansowe i konserwatywna polityka rezerw zapobiegły dewastacji bilansów banków. W dodatku rząd właśnie podjął kolejne kroki – po podniesieniu wymogów związanych z transparentnością działania cajas w ubiegły piątek wydał dekret zmuszający kasy oszczędnościowe do dokonania rekapitalizacji do końca roku. Współczynnik kapitału do obciążonych ryzykiem aktywów ma wynieść 10 procent, czyli więcej, niż nakazuje Bazylea III.
Kapitał to najlepsze lekarstwo na straty. Trzeba go tylko znaleźć. Bank Hiszpanii ma narzędzia, by zmusić nienotowane na giełdach cajas do podniesienia kapitału. Sam rząd też będzie musiał trochę wyłożyć.
Reklama
Bank Hiszpanii nie szczędzi wysiłków, by uspokoić rynki, uczciwie podliczając stan posiadania cajas. Przyjemnie jest widzieć rząd, który zdaje sobie sprawę, że rynkom trzeba mówić prawdę.
By uniknąć irlandzkiego błędu polegającego na wystawienia bankom czeku in blanco finansowanego przez podatników, Madryt musi pozwolić niektórym cajas upaść, a wierzycielom ponieść z tego tytułu straty. To wzmocni zdrowy wstrząs, który Madryt już zafundował zacofanemu światu lokalnych banków kontrolowanych przez polityków. Inne państwa europejskie powinny odrobić tę lekcję.

>>> Czytaj też: Hiszpania ma najdłuższą sieć szybkich kolei w Europie (ZDJĘCIA)