Zasada jest prosta: klientów wabi się atrakcyjnymi zniżkami, ale przysługują one tylko wówczas, jeśli zakupów dokona z jednego konta określona liczba ludzi (5, 10 czy 15 osób). W ten sposób sprzedaje się już wszystko: od jedzenia na wynos, przez turnusy w spa, po zagraniczne wycieczki.
– Nasz biznes napędzają głównie serwisy społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter. Jeśli ludzie nie mogą znaleźć chętnych do zakupów wśród członków rodziny lub przyjaciół, wciągają w to internetowych znajomych – mówi Patrick Linden, szef singapurskiej firmy Deal.com.sg, która oferuje grupowe zakupy. Gdy uruchamiał firmę w maju 2010 r. miesięcznie sprzedawał towary i usługi za 10 tys. singapurskich dol. (8,1 tys. dol.), dziś za 2 mln singapurskich dol. (1,6 mln dol.).
Reklama
Firmy zajmujące się grupowymi zakupami mają o co rywalizować. Bank J.P. Morgan szacuje, że wartość e-handlu w Azji, nie licząc wydatków na podróże, do 2013 r. zwiększy się dwa razy: z obecnych 156 mld dol. do 323 mld dol. Z kolei China Internet Network Information Center szacuje, że wśród 160 mln Chińczyków, którzy regularnie dokonują zakupów w internecie, już co najmniej 20 mln zasmakowało w grupowych zakupach. – Ta liczba będzie rosnąć. To jeden z najdynamiczniej rozwijających się trendów w e-handlu – mówi Elias Ghanem z azjatyckiego oddziału firmy Paypal.