Czy można się spodziewać jakichś mocnych pęknięć w strukturze unijnej?
Obecnie niewiadomą pozostaje to, jaka jest wytrzymałość społeczno-polityczna w Portugalii, Hiszpanii, Grecji, Irlandii, czy we Francji. A zatem w krajach przyzwyczajonych do życia w dobrobycie. Trzeba też pamiętać o czymś, co można nazwać zewnętrznym szokiem, a co wiąże się m.in. z sytuacją w Libii czy awarią elektrowni jądrowej Fukushima w Japonii. Przecież mamy do czynienia ze wzrostem cen surowców. Nie wiadomo, co to wszystko będzie oznaczać dla bardzo przecież chwiejnego ożywienia gospodarczego w Unii Europejskiej. Nie wiemy, jak to wszystko odbije się na odbudowie gospodarki unijnej po kryzysie. A od kondycji gospodarki zależeć też będzie zdolność obsługi zadłużenia.
W Polskę uderzają między innymi konsekwencje walki z globalnym ociepleniem. A przecież u nas 95 proc. energii elektrycznej wytwarza się z węgla.
Oczywiście, jest w Unii Europejskiej bardzo silne lobby w dziedzinie walki z ociepleniem klimatu. Ono w części może być związane z gałęziami gospodarki mającymi nowoczesne technologie z dziedziny energetyki odnawialnej czy jądrowej. Ale ten spór, który od czasu do czasu wkracza na arenę publiczną, pozostaje nierozstrzygnięty. My i tak mamy nadmiernie ambitne uzgodnienia dotyczące obniżki emisji dwutlenku węgla. To tak ambitny cel i trudny dla polskiej gospodarki, że każde słowo o jeszcze większych ambicjach jest słowem nieodpowiedzialnym.
Natomiast obecnie następuje pewne przewartościowanie myślenia o przyszłości w kontekście globalnym. Część Europy chce zostać mistrzem świata w technologiach zielonych. Jednak niemal każdego dnia w prasie w krajach posiadających silną bazę przemysłową pojawiają się duże wątpliwości. W niemieckim „Die Welt” nie tak dawno opublikowano artykuł zatytułowany w dowolnym tłumaczeniu „Zielenienie Europy oznacza głód”. Wskazywano tam między innymi, że wytrzebienie lasów pod uprawy biomasy będzie o wiele bardziej szkodliwe dla środowiska niż ich pozostawienie. Polska jako kraj bazujący na węglu jest w czołowym zderzeniu z nadmiernymi ambicjami Unii. Ale też naszą rzeczą jest te ambicje powściągać.
Nie jesteśmy na to zbyt słabi?
Na razie pozostajemy na poziomie uzgodnień z Kopenhagi. I tak mamy do czynienia z niezwykle ambitnym zadaniem w postaci 20-procentowego obniżenia emisji dwutlenku węgla oraz 20-procentowym udziale energii odnawialnej w naszym miksie energetycznym. To są zbyt ambitne cele dla polskiej gospodarki. Jednak przebija się i taki pogląd, że teza o energetyce węglowej jako głównym sprawcy globalnego ocieplenia jest mocno wątpliwa. Zresztą coraz częściej stawiany jest znak zapytania nad samym globalnym ociepleniem. Natomiast w pozostałych dziedzinach interesy polskie są tożsame z unijnymi. Chodzi o solidarność budżetową, o wspólny rynek. Z kolei jeżeli chodzi o węgiel, to napięcie rzeczywiście jest odczuwalne.
Trudno się dziwić, skoro kwestia energetyki i jej przyszłego kształtu jest fundamentalna dla całej polskiej gospodarki.
Dlatego polscy politycy muszą przekonywać, że nie może być szybkiego przeskoku z energetyki węglowej. To byłoby zabójcze dla Polski. A trzeba zaznaczyć, że Polska pozostaje krajem eurooptymistycznym. Jest zauważalne w Brukseli, że nie należy narażać na szwank interesów gospodarczych kraju, który jest źródłem dobrych wiadomości w Unii oraz broni solidarności europejskiej.