Brak rozgłosu nie martwi jej właściciela. – Gdybyśmy obniżyli rating USA pięć lat temu, nikt by nie zwrócił na to uwagi. Dziś coraz więcej inwestorów potrzebuje alternatywnego punktu widzenia niezbędnego do weryfikacji ustaleń dużych agencji, którym wcześniej bezgranicznie ufano – mówi Sean Egan.
Agencje ratingowe znajdują się pod ostrzałem od czasu wybuchu ostatniego kryzysu finansowego. Okazało się, że na potrzeby banków żyrowały potrójnym A nawet najbardziej ryzykowne inwestycje hipoteczne oraz instrumenty finansowe, które po pęknięciu bańki spekulacyjnej okazały się nic niewarte. Komisja Kongresu badająca przyczyny krachu z 2008 roku stwierdziła, że „błędy popełnione przez agencje ratingowe były jednymi z najważniejszych trybów w machinie finansowej destrukcji”.

>>> Czytaj też: Agencja ratingowa jest wyrocznią dla rynków finansowych

Apele o zwiększenie nadzoru nad agencjami padają dziś z nową mocą, bo agencje grożą odebraniem Ameryce ratingu AAA, jeśli do 2 sierpnia Kongres nie dojdzie do porozumienia w sprawie zwiększenia limitu zadłużenia rządu federalnego. – Żaden naród lub instytucja nie mają prawa, by dyktować warunki władzom USA. Przecież to przez agencje ratingowe nasza gospodarka stanęła na krawędzi upadku – grzmiał niedawno demokrata Dennis Kucinich. Także Europa nie pozostawia na nich suchej nitki. Szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso tak skomentował obniżenie ratingu ojczystego kraju aż o cztery stopnie, do poziomu śmieciowego: – Bardzo ubolewam nad tą decyzją. Z całym szacunkiem, ale nasze instytucje znają lepiej Portugalię. – Musimy w końcu złamać oligopol agencji ratingowych – wtórował mu niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble.
Reklama

Nie ma alternatywy

Pomysły nawołujące do wprowadzenia kontroli nad agencjami mają jednak licznych krytyków. Podkreślają oni, że firmy robią tylko to, co do nich należy, by uniknąć oskarżeń, że – jak miało to miejsce przed wybuchem kryzysu – nie ostrzegały przed kolejnym możliwym załamaniem. – To strategia zabijania posłańca za złe wieści. Przecież takie kraje jak Grecja z własnej winy znalazły się na krawędzi bankructwa – mówi Geoffrey Wood, profesor Cass Business School w Londynie. Jako absurdalny określił pomysł, który pojawił się w brytyjskiej Izbie Lordów, by zabronić agencjom publikowania ocen wiarygodności kredytowej tych państw, które są objęte pakietami pomocowymi.

>>> Czytaj też: Agencje ratingowe idą po rozum do głowy

Wielu ekspertów – łącznie z ekonomistami pracującymi dla samych agencji – twierdzi, że najlepszym sposobem okiełznania sytuacji byłoby wykluczenie ratingów z regulacji finansowych. Są one dziś elementem m.in. zasad prawa bankowego i wymogów związanych z zabezpieczeniami w bankach centralnych. Na dodatek inwestorzy mają bardzo często pozwolenie na kupowanie papierów wartościowych tylko z określonym ratingiem. – Im więcej uwagi świat poświęca ocenom wiarygodności kredytowej, tym większemu przechyleniu ulega cały system finansowy. Ratingom nadaje się zbyt wielkie znaczenie – uważa Barbara Ridpath, była szefowa S&P, dziś dyrektor International Centre for Financial Regulation.

>>> Polecamy: Unia kontra agencje ratingowe, czyli kto może oceniać gospodarkę

Są już podejmowane pierwsze działania, które mają zmienić ten system. Łatwiej jednak mówić, niż robić. Po pierwsze – nie ma alternatywy. Do wyboru jest zezwolenie instytucjom na korzystanie z wewnętrznych modeli audytu lub wykorzystanie sposobu oceny ryzyka wypracowanego przez organy kontrolne. Modele wewnętrzne trzeba sprawdzać, by rozwiać podejrzenia, że firmy polepszają obraz własnej sytuacji finansowej. Z kolei formuły opracowane przez organy kontrolne są mało elastyczne i przydatne do tego, by uchwycić niewielkie zmiany w ocenie ryzyka. Po drugie – amerykańska ustawa Dodda-Franka oraz zmiany proponowane w prawie europejskim przeczą zasadom bazylejskim z 1997 roku, regulującym globalny nadzór bankowy, które uznały dominującą rolę ratingów w wyliczeniach oprocentowania obligacji.
– Ratingi stały się integralną częścią globalnego rynku kapitałowego. Rezygnacja z nich stała się już niemożliwa – mówi Alan Reid z DBRS, niewielkiej kanadyjskiej agencji ratingowej.

Dłużnicy płacą za wycenę

Mimo dyskusji o tym, jak daleko mogą zajść regulacje w USA, podstawowy model biznesowy, dzięki któremu wpływy Moody’s, S&P i Fitch rosły w ostatnich dekadach, nie został naruszony.
Przede wszystkim próbowano osłabić zależność agencji od płacących im klientów. Ale nic z tego nie wyszło. – Nie nastąpiła zasadnicza zmiana, której obawiały się duże agencje. Nie wprowadzono ustawowego nakazu zmiany modelu biznesowego – z obowiązującego, w którym płacą emitenci, na model, w którym płacą inwestorzy. Szansa, że Kongres ponownie zajmie się tym zagadnieniem, jest nikła – mówi Peter Appert, analityk z firmy Piper Jaffray. Jak tylko stało się oczywiste, że ustawa Dodda-Franka nie zmieni sposobu opłacania agencji, ich notowania poszybowały w górę. W tym roku akcje Fitch, S&P i Moody’s są jednymi z najbardziej zyskownych na Wall Street.
Mniej jednoznaczna jest odpowiedź na pytanie, jak z problemem dominacji agencji ratingowych poradzi sobie Europa i czy zlikwiduje model, w którym podstawą ich finansowania są emitenci obligacji (czyli de facto dłużnicy, którym zależy na jak najlepszej ocenie). Politycy ze Starego Kontynentu wpadli na pomysł utworzenia europejskiej agencji ratingowej, która miałaby się stać przeciwwagą dla hegemonii amerykańskich Moody’s i S&P (Fitch częściowo należy do francuskiej spółki Fimalac, choć też ma amerykańskie korzenie). Pomysł oceniany jest dość sceptycznie, bo mało kto wierzy w niezależność nowej instytucji. Nad stworzeniem własnej agencji myśli także Deutsche Boerse, operator niemieckiej giełdy, oraz Roland Berger, niemiecka firma konsultingowa. Ale Alan Reid zaznacza, że przejawiana przez państwa chęć kontroli agencji spowoduje, że nowi gracze będą mieli wielkie trudności z wejściem na rynek.

>>> Czytaj tez: Frankfurt chce stworzyć europejską agencję ratingową

Sean Egan twierdzi, że nie jest konieczne tworzenie nowych agencji ratingowych, bo dominacja wielkiej trójki będzie powoli malała. Uważa, iz inwestorzy coraz częściej będą potrzebowali zweryfikowania i potwierdzenia danych, np. poprzez porównanie ocen dużych agencji z ocenami z innych źródeł.
Jednak oczywiste jest, że biznes nadal będzie zdominowany przez wielką trójkę i ich oceny będą punktami odniesienia. – Obligacji bez ratingów nie da się sprzedać – podkreśla Peter Appert. Kiedy inwestorzy traktują ratingi jako punkt odniesienia, krytyczne oceny nigdy nie będą mile widziane przez dłużników.