Nieobecność inwestorów z USA na światowych rynkach przełożyła się na znacznie niższe od przeciętnych obrotów na europejskich parkietach, ale w żadnym wypadku nie dała inwestorom odetchnąć od natłoku negatywnych informacji. Wprawdzie makroekonomiczne dane z Niemiec i Wielkiej Brytanii o dynamice PKB w III kw. okazały się zgodne z oczekiwaniami ekonomistów (+0,5 proc. kw/kw, 2,5 proc. r/r w Niemczech, a w Wielkiej Brytanii o 0,5 proc. kw./kw oraz 0,5 r/.r, ale fundamenty od kilku tygodni są traktowane jako wiadomości mniejszej wagi, ponieważ pod znakiem zapytania stoi przyszłość strefy euro.

W czwartek po południu, gdy Amerykanie ze wschodniego wybrzeża kończyli faszerować indyki na Dzień Dziękczynienia, inwestorzy w Europie wsłuchiwali się podsumowanie dzisiejszego spotkania przywódców Francji, Niemiec i Włoch.

Budowane od porannych godzin przez agencje informacyjne oczekiwania, jakoby miałoby dojść do porozumienia w sprawie emisji euroobligacji, pomogły w przedpołudniowych godzinach odbić się kursowi euro względem dolara (z 1,332 do 1,341 USD), a na niektórych europejskich rynkach akcji pomogły wypracować indeksom blisko dwuprocentowe wzrosty. Okazały się jednak pozbawione podstaw, bo po wymianie uprzejmości nakreśleniu wspólnego celu w postaci silnej wspólnej waluty przez trio Merkel, Sarkozy, Monti, z ust kanclerze Niemiec padły w końcu słowa, które nie pozostawiają wątpliwości, że przywódcy największych gospodarek Europy robią dobrą minę do złej gry. Angela Merkel stwierdziła, że jest zdecydowanie przeciwko emisji wspólnych euroobligacji, które w praktyce przeniosłyby na niemieckich obywateli koszty ratowania innych państw.

Kilkanaście minut później euro było najtańsze od początku października. W przeliczeniu na złote osiągnęło o godz. 16 poziom 4,50 PLN, dolar podrożał do 3,37 PLN, a frank do 3,66 PLN. Przedstawiciele polskiego banku centralnego są zdania, że w razie dalszego osłabiania złotego, konieczne będą bardziej zdecydowane interwencje NBP na rynku walutowym, m.in. po to by zapobiec zjawisku importowania inflacji. WIG20 ok. godzinę przed końcem sesji w Warszawie spadał przy niewielkich obrotach o 1,3 proc. i był w czołówce najsłabszych indeksów rynków akcji.

Reklama

Najnowszy odcinek niekończącego się tasiemca, w którym główne role odgrywają agencje ratingowe, sponsorowany był przez agencje Fitch i Standard&Poor’s oraz Portugalię i Japonię - Fitch zdegradował ocenę Portugalii do poziomu śmieciowego, a szef działu ratingów kredytowych w S&P stwierdził, że z dnia na dzień pogarsza się kondycja budżetu Japonii, co może wkrótce doprowadzić do obniżki jej ratingu. Warto zauważyć w tym kontekście, że w czwartek tokijski indeks NIKKEI znalazł się najniżej od marca 2009 r., kiedy to na całym świecie rozpoczął się okres odrabiania strat po pierwszej fazie kryzysu.