Podczas gdy rozmiar największych pojedynczych banków globalnych można wyrażać w bilionach euro, wielkość działających w Polsce mierzyć należy w miliardach złotych. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy dążyć do niekontrolowanego wzrostu skali działalności bankowej w naszym kraju. Duże banki bowiem wcale nie muszą być zyskowne, a mogą nawet stanowić poważne zagrożenie dla stabilności.

>>> Czytaj też: Rozpoczyna się rozpad strefy euro. W tym roku odpadnie pierwszy kraj

Warto wspomnieć, że nasze małe banki krajowe, mające kilkuprocentowy udział w aktywach międzynarodowych grup bankowych, generują kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent zysku grupy. Ewentualna sprzedaż takich banków, wynikająca z potrzeby pozyskania przez ich matki brakujących funduszy własnych, oznaczałaby więc utratę nie tylko potencjalnych przyszłych korzyści, lecz także wymiernych bieżących profitów.

>>> Polecamy: Francusko-niemiecka walka o wpływy: kto przejmie władzę w EBC?

Reklama
W jakim stopniu obecne zawirowania na rynkach światowych i możliwe zmiany strukturalne rozkołyszą polski sektor bankowy, będziemy mogli stwierdzić w kolejnym podsumowaniu – za 2012 r. Tymczasem początek roku bieżącego to czas podsumowania okresu poprzedniego i kreowania oczekiwań wobec najbliższych 12 miesięcy.
Dotychczasową kondycję banków działających w Polsce podsumować można słowami: „małe, zyskowne, bezpieczne diamenciki”. Na dalsze zachowanie stabilności polskiego sektora bankowego w bieżącym roku powinny wpływać m.in. zmiany dokonane tuż przed świętami oraz nowym rokiem. Wspomnieć można chociażby o zmianach w zakresie udzielania kredytów konsumenckich oraz kredytów hipotecznych, w tym walutowych (rekomendacja S II), a także zapowiedziach ostatnich już banków udzielających kredytów walutowych definitywnego wycofania się z tego typu finansowania gospodarstw domowych. Powyższe zmiany, choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się uciążliwe, powinny sprawić, że stabilność polskiego sektora bankowego wzrośnie. Nie oznacza to jednocześnie, że regulacje te i zmiany zablokują oddziaływanie światowego kryzysu na polski sektor bankowy.
Do wzrostu stabilności powinna przyczynić się wspomniana zmiana ustawy o kredycie konsumenckim. Po pierwsze bowiem, każdy kredytobiorca musi być badany pod kątem zdolności do spłaty zobowiązań w przyszłości. Badanie takie muszą przeprowadzać nie tylko banki, lecz także SKOK-i oraz tzw. parabanki, czyli np. pośrednicy kredytowi. Powinno to zapobiec arbitrażowi i negatywnej selekcji, tzn. konsument nie będzie szukał kredytodawcy, który udzieli mu kredytu na dowód, bo takiego nie znajdzie.
Po drugie, kredytobiorcy otrzymują szeroki zakres danych, które umożliwiają im m.in. łatwiejsze porównywanie różnych ofert kredytowych i świadome podejmowanie decyzji. Być może sprawi to, że nie będą oni dokonywali wyboru pod wpływem impulsu, bez właściwego przemyślenia konsekwencji, ponieważ nowy ujednolicony formularz kredytowy powinien zawierać m.in. koszt kredytu, wysokość oprocentowania oraz – co ważne – całkowitą kwotę do spłaty (przy obecnych parametrach).
Niestety jednak, wartość kredytu objętego wspomnianymi regulacjami nie została w pełni dostosowana do prawodawstwa unijnego. Stosowna dyrektywa wskazuje bowiem na kwotę 75 tys. euro, a polska ustawa na 255 550 złotych. Do przeliczenia euro na złote przyjęto zatem kurs 3,4 (75 tys. euro razy 3,4 ? 255 550 złotych). Gdyby przyjęto np. kurs 4,4, kwota kredytu konsumenckiego objęta ochroną wynosiłaby 330 tys. złotych, co oznaczałoby jeszcze większy pozytywny wpływ na zachowanie stabilności i ochronę konsumentów.
To, czego potrzebują konsumenci i instytucje finansowe w rozpoczętym roku, to z pewnością mniej turbulencji i więcej spokoju.
Nie dążmy do niekontrolowanego wzrostu skali działalności bankowej.