Nieudany zamach na Władimira Putina – choć trudno będzie przekonać Rosjan o jego realności – prowokuje pytania o skuteczność Kremla w walce z terroryzmem. Zwycięstwo w wojnie z terrorystami, mimo radykalnego zwiększenia nakładów, wciąż wydaje się dalekie.

>>> czytaj też: Białoruś wzywa ambasadorów UE i Polski, by opuścili ten kraj

Rosyjskie media obiegła wczoraj sensacyjna wiadomość. Telewizja Pierwyj Kanał podała, że na początku lutego rosyjskie i ukraińskie służby specjalne udaremniły próbę zamachu na ubiegającego się o prezydenturę szefa rosyjskiego rządu. Część ekspertów sądzi, że tego typu doniesienia to kolejna przedwyborcza sztuczka władz, która ma zwiększyć popularność Putina na tydzień przed wyborami.

>>> Polecamy: Wielkie mafie na celowniku... specjalistów od finansów

Reklama

Nakłady rosną, bezpieczeństwo nie

Na utrzymanie względnego spokoju na Kaukazie, który jest postrzegany w Moskwie jako główne źródło zagrożenia dla bezpieczeństwa, Kreml nie szczędzi pieniędzy. W ciągu ostatniej dekady wydatki na system bezpieczeństwa wewnętrznego wzrosły ponadpiętnastokrotnie, z 2,8 mld dol. w 2000 r. do 42 mld dol. w 2011 r. Armia funkcjonariuszy służb specjalnych rozrosła się do 2 mln, a koszty jej utrzymania stały się priorytetową pozycją w budżecie federalnym, trzykrotnie przewyższając łączne wydatki na edukację i zdrowie.
Co więcej, do 2025 r. władze zamierzają przeznaczyć na rozwój kaukaskich regionów równowartość niemal 150 mld dol. Zdaniem Kremla te inwestycje przyczynią się do skoku gospodarczego na Kaukazie i odwrócenia się lokalnej ludności od islamskich radykałów. Z taką szczodrością nie spotkał się jeszcze żaden z rosyjskich regionów. Nawet kilkukrotnie większy od kaukaskiego, bogaty w surowce Daleki Wschód może liczyć na zaledwie 60 mld dol. w ciągu najbliższej dekady. Do wyłożenia pieniędzy głównie na rozwój infrastruktury turystycznej w górskim Kaukazie Kreml chce przekonać przede wszystkim zależne od niego wielkie państwowe korporacje, ale także prywatnych inwestorów.
Mimo to Kaukaz Północny pozostaje rosyjską piętą achillesową. Liczba zamachów terrorystycznych w kraju rośnie z roku na rok, a coraz więcej Rosjan ginie z rąk radykałów islamskich (w 2010 r. zginęło ponad 400 osób). Jak podaje FSB, o ile w 2000 r., po dojściu Putina do władzy, zorganizowano w Rosji 135 ataków terrorystycznych, do w 2010 r. było ich już 779. Islamska rebelia rozlewa się też na kolejne kaukaskie republiki, niebezpiecznie zbliżając się w pobliże Soczi, miejsca planowanych na 2014 r. igrzysk olimpijskich.

Zamach wpisany w kampanię

Do ataku na Putina – według ujawnionego wczoraj przez media scenariusza – miałoby dojść w przyszłym tygodniu. Niedoszli zamachowcy narodowości czeczeńskiej zamierzali zdetonować ładunek wybuchowy w pobliżu Prospektu Kutuzowa w centrum Moskwy w czasie przejazdu prezydenckiej kolumny samochodów. Zamachowcy wpadli przypadkowo. W jednej z ich kryjówek w Odessie doszło do eksplozji. Jeden zamachowiec zginął na miejscu, drugiego zatrzymała ukraińska milicja. Wkrótce potem specsłużby zatrzymały także trzeciego zamachowca, Adama Osmajewa. Jak wynika z ich zeznań, zamordowanie Putina zlecił przywódca kaukaskich islamistów Dokka Umarow.
– Do identycznej historii doszło tuż przed poprzednimi wyborami prezydenckimi w 2008 r. Wówczas służby specjalne również szczęśliwym trafem udaremniły zamach na Putina i Dmitrija Miedwiediewa. To bajka stworzona po to, by zapewnić zwycięstwo Putina w pierwszej turze – mówi DGP politolog Stanisław Biełkowski. – Putin na początku swojej kariery urósł w oczach Rosjan na bohatera, który ujarzmił kaukaskich separatystów. Taki wizerunek był kultywowany przez lata. Teraz władze odwołują się do tych samych emocji – dodaje Pawieł Salin z Centrum Koniunktury Politycznej w Rosji.
Armia agentów służb specjalnych rozrosła się do 2 mln 0sób

Herszt kaukaskiego terroru

Dokka Umarow od 2006 r., gdy został liderem czeczeńskich separatystów, jest człowiekiem numer jeden na liście celów rosyjskich służb specjalnych.
W tym czasie zdołał przekształcić ruch czeczeńskich separatystów w luźno powiązaną (na wzór Al-Kaidy) strukturę dżihadystów, walczących o powstanie na całym rosyjskim Kaukazie islamskiego emiratu. Liczebność jego oddziałów szacuje się na kilkaset osób, z tym że na miejsce zabitych i pojmanych stale rekrutowani są nowi ludzie.