Środowe dane Eurostatu są wstrząsające: w Polsce mieszka najmniejszy odsetek obcokrajowców spośród wszystkich państw unijnych, zarówno gdy bierze się pod uwagę obywateli z innych państw UE, jak i państw trzecich. W sumie obcokrajowcy stanowią tylko 0,1 proc. populacji Polski.

Dane Eurostatu pokazują także, że Polska nie tylko nie przyciąga obcokrajowców, ale odpycha samych Polaków. Polacy byli w 2011 roku czwartą najliczniejszą grupą emigrantów w UE, po obywatelach Rumunii, Turcji i Maroka. Poza granicami naszego kraju, w innych państwach Wspólnoty, mieszka i pracuje już ponad 1,6 mln Polaków.

Powyższe liczby jasno pokazują, jak bardzo nieatrakcyjnym „produktem” jest Polska. Jeszcze do niedawna Polaków trzymały w kraju szczelne granice, nieznajomość obcych języków i kultur, jednak te bariery runęły całkowicie, szczególnie dla pokolenia dzisiejszych 20-latków. Od wejścia do strefy Schengen granice Polski otworzyły się szeroko na inne państwa Unii Europejskiej. Niemal każdy z pokolenia urodzonego po upadku PRL-u mówi płynnie co najmniej w jednym języku, a jego wyobrażenia o świecie i poglądy są w dużej mierze kształtowane przez popkulturę właściwą także innym krajom Zachodu. Dzięki internetowi i częstym wyjazdom młody człowiek nie przeżywa już szoków kulturowych (przynajmniej w obrębie Europy), bo od dziecka ma styczność z obcokrajowcami, ludźmi różnych wyznań, pochodzenia etnicznego itp.

Dlatego kiedy opisany powyżej 20-latek będzie miał do wyboru pracę w Polsce za 2 tys. zł miesięcznie ze statystycznym szefem, który jest wciąż „skażony” komunistycznym myśleniem (niski poziom zaufania, niechęć do rozwoju pracownika) a pracą np. w Belgii za co najmniej 2 tys. euro z perspektywami rozwoju, to czy będzie się zastanawiał?

Reklama

Ciężko mi sobie wyobrazić, jakie mogłyby być powody odrzucenia oferty pracy z innego kraju Unii. Dzięki znacząco wyższym zarobkom i świetnemu transportowi lotniczemu będzie mógł odwiedzać znajomych i ew. rodzinę w Polsce nawet co tydzień. Jeśli pochodzi z mniejszej miejscowości w Polsce to i tak musiałby wyjechać do większego miasta, aby mieć zadowalające perspektywy na rynku pracy. Więc co za różnica, czy wyjedzie do Warszawy czy Paryża? Zwłaszcza, że jest to podróż tylko o kilkadziesiąt minut dłuższa, jeśli wziąć pod uwagę drogę powietrzną.

Podobna kultura, podobne wartości, znajomy język, brak granic. Jednak wyższe pensje, przyjazna administracja i dość duża swoboda w kształtowaniu własnego życia sprawią, że jego jakość znacząco wzrośnie.

Zauważyło to już 1,6 mln Polaków, którzy wyjechali.

Rządzący naszym krajem powinni więc pilnie skupić się na uchwalaniu takiego prawa, które zachęci młodych do pozostania w kraju. Na przykład wspierać innowacyjną politykę, która przekłada się na bogactwo społeczeństwa; deregulować i udostępniać dostęp do zawodów; inwestować w nowoczesną infrastrukturę; stworzyć przyjazną i otwartą administrację, która będzie traktowała obywatela jak klienta, bo de facto płaci on podatkami za usługi świadczone mu przez państwo. To oczywiście tylko kilka przykładów pierwszych z brzegu.

Jeśli pilnie nie podejmiemy się tych zadań, będą wyjeżdżać kolejne miliony, a na ich miejsce nikt nie przyjedzie. Społeczeństwo bardzo szybko się starzeje (jesteśmy w najgorszej trójce krajów UE), więc zostaną sami emeryci z niskimi świadczeniami, bo kto miałby zarobić na ich emerytury?

Ewentualnie będą skazani na transfery pieniężne od wnuków mieszkających w Wielkiej Brytanii, Francji, Szwecji...

Czytaj też: Polska to najgorszy kraj dla imigrantów w UE. Sami Polacy też uciekają