Co w praktyce oznacza dziura budżetowa w wysokości 35,6 mld zł zapisana w projekcie przyszłorocznego budżetu? Odejście od rządowego planu zmniejszania deficytu finansów publicznych zaprezentowanego wiosną tego roku i radośnie przyjętego przez rynek finansowy i Komisję Europejską. Zakładał on, że już w przyszłym roku dziura w naszych finansach publicznych zmniejszy się do 2,2 proc. PKB. Na szczęście – jak uważają i rząd, i ekonomiści – po korekcie różnica nie jest na tyle duża, aby trzeba było za nią płacić wyższymi rentownościami obligacji i osłabieniem złotego.
Piotr Kalisz, ekonomista banku Citi Handlowego, ocenia, że przy takim projekcie budżetu, jaki zaprezentowało Ministerstwo Finansów, możliwe jest uzyskanie deficytu na poziomie 3 proc. PKB. I na tle innych krajów Europy będzie to niezły rezultat. – Dlatego z punktu widzenia rynków finansowych wynik nieco wyższy od wiosennych deklaracji nie powinien mieć większego znaczenia – mówi ekonomista.
Podobnie uważa Piotr Bielski z BZ WBK. Jego zdaniem deficyt finansów w wysokości 3 proc. PKB tak naprawdę będzie oznaczać stabilizację, która zostanie dobrze przyjęta przez inwestorów. Ale już niekoniecznie przez Komisję Europejską, która oczekuje konsekwentnego ograniczania deficytów budżetowych państw członkowskich. – Wiele zależy od tego, jak rząd przedstawi sprawę komisji i czy uzna ona, że proces konsolidacji fiskalnej jest kontynuowany. Reakcja komisji to na razie znak zapytania – ocenia Bielski.
Wśród wielu ekonomistów projekt budżetu w wersji proponowanej przez MF zyskał miano kompromisowego. Z jednej strony resort nie starał się za wszelką cenę zaciskać pasa, by dotrzymać wcześniej złożonych deklaracji (to mogłoby się skończyć pogłębieniem spowolnienia gospodarczego). Z drugiej zaś nie zastosował żadnych budżetowych dopalaczy, by pobudzić gospodarczy wzrost za cenę wzrostu deficytu.
Reklama
– Zwiększanie deficytu byłoby niebezpieczne i nierozsądne, skoro na rynkach nadal mamy kryzys, a Polska jest uzależniona od finansowania z zagranicy. To byłoby stąpanie po cienkim lodzie – argumentuje Piotr Bielski.
Ekonomiści najbardziej krytykują budżetowe założenia dotyczące wpływów. Rząd twierdzi, że wyniosą one 299,19 mld zł, a największy udział w nich będą miały podatki dochodowe i VAT. Jednak zdaniem ekspertów sytuacja na rynku pracy będzie gorsza, niż założyło w projekcie MF, a to szybko przełoży się na niższe wpływy z podatków.