Od północy z czwartku na piątek w Niemczech trwa 24-godzinny ogólnokrajowy strajk personelu pokładowego linii lotniczych Lufthansa.

Ponad 1000 z 1800 planowanych lotów zostało odwołanych. Obie strony konfliktu zasygnalizowały po raz pierwszy gotowość do rozmów.

Ponad 100 tys. pasażerów ucierpiało w wyniku piątkowego strajku, stanowiącego punkt kulminacyjny trwającego od tygodnia sporu o wyższe płace i lepsze warunki pracy pomiędzy związkiem zawodowym personelu pokładowego Ufo i kierownictwem Lufthansy. Dwie poprzednie akcje protestacyjne miały zasięg lokalny, ograniczony do jednego bądź kilku lotnisk.

"To bardzo gorzka chwila, gdy trzeba skreślić ponad 1000 połączeń" - powiedział cytowany przez agencję dpa rzecznik flagowego niemieckiego przewoźnika. Jedynie spółki-córki Lufthansy, np. Germanwings i Swiss, pracowały bez zakłóceń, oferując loty zgodnie z rozkładem. W piątki Lufthansa obsługuje średnio 170 tys. pasażerów.

Po okresie całkowitego braku kontaktów, związkowcy i kierownictwo linii lotniczych zasygnalizowali gotowość do negocjacji. Jak podała agencja dpa, pierwsze rozmowy sondażowe mają odbyć się jeszcze w piątek. "Jesteśmy gotowi do kompromisów, ale nie zgodzimy się na zgniłe kompromisy" - powiedział szef Ufo Nicoley Baublies.

Reklama

Według mediów rozważana jest możliwość powołania mediatora, jednak ani związek zawodowy ani władze linii lotniczych nie potwierdziły tej informacji. Wśród kandydatów wymieniane jest nazwisko byłego ministra pracy, byłego szefa SPD Franza Muenteferinga.

To pierwszy tak duży strajk personelu pokładowego w historii Lufthansy; szacuje się, że jego oddziaływanie na pracę przewoźnika będzie większe niż w przypadku wielkich strajków pilotów z 2001 i 2010 roku.

W piątkowym proteście bierze udział ok. 18 tys. pracowników zrzeszonych w związku zawodowym Ufo. Akcja obejmuje przede wszystkim największe niemieckie lotnisko we Frankfurcie nad Menem, a także inne wielkie porty lotnicze w Berlinie, Monachium, Duesseldorfie, Stuttgarcie i Hamburgu. W niektórych miastach planowane są manifestacje. Związkowcy zdecydowali się na rozszerzenie strajku na cały kraj, ponieważ poprzednie, ograniczone tylko do wybranych miast akcje protestacyjne nie doprowadziły do przyjęcia związkowych postulatów.

Jak ocenił rzecznik Lufthansy, rano sytuacja na frankfurckim lotnisku była pod kontrolą. Przewoźnik za pomocą 55 tys. SMS-ów i e-maili uprzedził wcześniej pasażerów o możliwym odwoływaniu lotów, a także zatrudnił dodatkowy personel, który zajmuje się obsługą uziemionych na lotnisku pasażerów.

Piątkowy strajk ogólnokrajowy oraz wcześniejsze akcje to skutek załamania się 13-miesięcznych negocjacji między związkowcami a kierownictwem Lufthansy. Pracownicy zrzeszeni w Ufo po trzech latach bez podwyżek żądają podniesienia o 5 proc. swych uposażeń. Chcą ponadto, by linie lotnicze zrezygnowały z planów oszczędnościowych, przewidujących m.in. stworzenie spółki zatrudniającej nowych pracowników na gorszych warunkach.

Lufthansa w rozmowach ze związkowcami zaproponowała podwyżkę o 3,5 proc. i kontrakty terminowe, na co druga strona się nie zgodziła.

W czwartek wieczorem szef Lufthansy Christoph Franz zadeklarował, że przewoźnik jest gotowy do dalszych rozmów, skrytykował jednak strajk personelu jako "zupełnie niewspółmierną" reakcję, która przyszła "jak grom z jasnego nieba" po ponad roku negocjacji. Podkreślił przy tym, że działania zmierzające do zmniejszenia kosztów operacyjnych, przeciw którym protestują związkowcy, są wymuszane przez rosnącą konkurencję w branży transportowej, m.in. ze strony tanich przewoźników, linii lotniczych państw znad Zatoki Perskiej oraz przez wysokie ceny ropy.

Konkurenci Lufthansy, w tym Air Berlin, skierowały na lotniska w dniu strajku większe samoloty, by przechwycić część pasażerów. Na większą niż zwykle liczbę podróżnych nastawiły się też niemieckie koleje Deutsche Bahn, jednak do popołudnia w piątek nie zaobserwowano zwiększonego zainteresowania tym środkiem komunikacji.