Część z zaproszonych uznała, że to jedynie polityczna szopka i nic ponadto, więc uczestniczyć w niej nie będzie. Inni – że udział w czymkolwiek firmowanym przez Jarosława Kaczyńskiego urąga ich pozycji, przyzwoitości i innym przymiotom, które według opinii własnej posiadają. Po debacie nic się nie zmieniło. Wysłuchali czy nie wysłuchali, nim polityk czy komentator otworzył usta, wiadomo było, co powie – to co wcześniej. Podział na złych i dobrych ani się nie pogłębił, ani zmalał, bo mur dzielący oba obozy jest trwalszy niż ten chiński.

W tym kontekście przypomniały mi się badania, jakie kilka lat temu przeprowadzili naukowcy z katedry UNESCO studiów interdyscyplinarnych Uniwersytetu Wrocławskiego. Przebadali oni wpływ, jaki mają media na decyzje podejmowane przez wyborców, oraz to, czy pod wpływem ich przekazu głosujący mogą zmienić zdanie. Socjologowie pospołu z fizykami stworzyli teoretyczny model, wydzielili trzy grupy społeczne – mieszkańców wsi, małych miast i dużych – i przeprowadzili komputerową analizę. Wyniki? Szokujące. Otóż media nie są w stanie przekonać wyborców do partii, którą te media popierają. W dodatku im mocniej popierają, tym większą wzbudza to nieufność wyborców. Innymi słowy: wyborcy nie zmienią opinii pod wpływem mediów.

Prawidłowość ta – jak sądzę – w równej mierze dotyczy wyborców, jak i samych polityków.

I to jest właśnie sedno tego, co się wczoraj stało. Bo z boku patrząc: Kaczyńskiemu udało się zebrać dość pokaźną grupę utytułowanych ekonomistów i przekonać ich, by nad jego propozycjami się pochylili. Czy gospodarcze pomysły PiS są mniej, czy bardziej sensowne, akurat nie ma tu znaczenia, ważne, że ludzie dyskutowali. Tak normalnie, bez inwektyw, wrzasków, wyłączania mikrofonów i okupowania mównicy. Skrytykowali, co uznają za błędne, poparli, co poparcia ich zdaniem wymaga. Rany, włos się niektórym zjeży, ale bardziej to było merytoryczne niż rządowe: chcemy, zrobimy, planujemy…

Niestety, większość wzruszy ramionami. PiS? Kaczyński? Ekonomia? Przecież wiadomo. To prawda, wiadomo. Wydać miliardy, a potem się zobaczy. Ale i o takich pomysłach warto dyskutować, może komuś (na przykład PiS-owi) się rozjaśni. Zawsze to lepsze niż wysłuchiwanie jedynie słusznych poglądów i rozwiązań, które to rząd musi wprowadzić w życie. Albo planuje. Albo jakoś tak.