Zwykli konsumenci, banki oraz firmy próbują poprawić stan swoich bilansów od kiedy, ponad trzy lata temu, w Stanach Zjednoczonych rozpoczęło się ożywienie gospodarcze. Teraz przyszedł czas na działania rządu.

Jak twierdzi szef Rezerwy Federalnej Ben S. Bernanke ktokolwiek wygra walkę o fotel prezydenta będzie musiał zmierzyć się z niezrównoważonym budżetem. Barack Obama lub Mitt Romney będą musieli okiełznać deficyt, który przez ostatnie trzy lata utrzymywał się na poziomie 1 bln dol. Podejście nowego prezydenta do tego problemu będzie miało bezpośredni wpływ na rynki finansowe i zdeterminuje stan gospodarki oraz społeczeństwa USA na czas trwania czteroletniej kadencji, a może i na dłużej.

Dług federalny brutto w ciągu dwóch ostatnich lat przekroczył 90 proc. amerykańskiego PKB i według prognoz utrzyma się na tym poziomie co najmniej do 2017 r. Podczas debaty na temat ograniczenia zadłużenia podniosły się głosy, że w tak złym stanie amerykańskie finanse były tylko za czasów Regana, podczas I wojny światowej, wojny secesyjnej i wojny o niepodległość. Gorzej miały się w trakcie II wojny światowej, lecz wtedy był ku temu słuszny powód.

>>> Czytaj też: Fiscal Cliff: Czy Ameryka skoczy w przepaść?

Reklama

Sprawy budżetowe zdominowały kampanię prezydencką. Republikanie nie przestają przypominać o rosnącym długu, a demokraci o tym, że Bill Clinton zakończył swój pobyt w Białym Domu z solidną budżetową nadwyżką. Permanentny brak jakichkolwiek działań na pewno nie pomaga gospodarce – przedsiębiorcy wolą czekać z inwestowaniem na to, aż politycy zdecydują się obrać konkretny kierunek. Boją się też, że nie uda się odwrócić długotrwałego negatywnego trendu w budżecie i że nikt nie zawetuje podwyżki podatków oraz cięć, które mają wejść w życie na początku przyszłego roku.

Obaj kandydaci zapowiadają ograniczenie długu, choć każdy z nich zamierza zrobić to w zupełnie inny sposób. Romney obiecuje, że zbilansuje budżet w ciągu 10 lat dzięki ograniczeniu rządowych wydatków z 24 do 20 proc. PKB. Zamierza jednocześnie m.in. zwiększyć nakłady na obronę i zmniejszyć podatek dochodowy. Obama jest nieco skromniejszy w swoich obietnicach. Mówi, że w ciągu dekady zmniejszy deficyt, ale go nie zlikwiduje i że dziurę w budżecie załata mniejszymi wydatkami federalnymi i wyższymi podatkami dla najbogatszych.

Przyszłość amerykańskiej gospodarki zależy w dużej mierze od sytuacji w Europie. Jeżeli rozpadnie się strefa euro, to będzie to dodatkowy sygnał alarmowy ostrzegający przed brakiem odpowiedzialności finansowej. Jeśli jednak Unii uda się pozbierać, to istnieje szansa, że inwestorzy uciekną na stary kontynent, a zadłużenie USA nadal będzie rosło.

>>> Polecamy: Wybory w USA 2012: Wojna Obamy i Romneya na przedwyborcze spoty telewizyjne

ikona lupy />
Mitt Romney, były gubernator stanu Massachusetts / Bloomberg / Scott Eells