Komisja Nadzoru Finansowego chce rozruszać nie tylko rynek kredytów konsumpcyjnych poprzez liberalizację zasad wyliczania zdolności kredytowej. Nadzór planuje również działania, które mają zachęcić bankowców do pożyczania np. firmom. Chodzi o zmniejszenie wymogów w odniesieniu do płynności instytucji finansowych.
– Zamierzamy dokonać obniżenia normy płynności krótkoterminowej z 1 do 0,9, pod warunkiem uzyskania przez bank na pozostałą część odpowiedniej umowy z Narodowym Bankiem Polskim – deklaruje Wojciech Kwaśniak, zastępca przewodniczącego KNF. Na czym miałoby polegać „ubezpieczenie” w NBP, na razie nie wiadomo.
Krótkoterminowa norma płynności w uproszczeniu mówi o tym, że kwota najbardziej płynnych aktywów (gotówki, krótkoterminowych lokat) w bankach powinna być co najmniej równa przewidywanym wypłatom środków deponentów w ciągu najbliższego miesiąca. Pod uwagę bierze się tzw. środki niestabilne. Nie chodzi więc jedynie o kończące się lokaty terminowe, lecz także o pieniądze zgromadzone na rachunkach bieżących. Po zmianie „rezerwa płynności” będzie mogła zmniejszyć się z 1 do 0,9 wartości środków niestabilnych.
Przedstawiciele sektora są zadowoleni z propozycji nadzoru. – To krok we właściwym kierunku. A do tego zgodny z podręcznikową wiedzą o bankowości, która mówi, że krótkoterminowy wymóg płynności powinien być na poziomie 0,9 – komentuje Mariusz Zygierewicz, ekspert Związku Banków Polskich.
Reklama
Jak będzie działać nowa regulacja? Instytucje, które dziś zbliżają się do granicy akceptacji wskaźników płynności, muszą hamować akcję kredytową. Zmiana będzie oznaczała, że dostaną nieco więcej luzu.
– Krajowe banki z dużym zapasem spełniają wymogi kapitałowe. Jeśli chodzi o normy płynnościowe, zwłaszcza te, które wiążą się z wymogami Bazylei III, sytuacja nie jest już tak dobra. KNF podejmuje kolejne działania, które mają skłonić banki do przyśpieszenia akcji kredytowej – ocenia Dariusz Górski, analityk DM BZ WBK.
Dziś duża część sektora utrzymuje spore nadwyżki płynnych środków, nie przeznaczając ich na działalność kredytową. W efekcie tzw. nadpłynność sektora bankowego wynosi ok. 100 mld zł (za te pieniądze banki kupują co tydzień krótkoterminowe papiery NB), a liczony przez nadzór wskaźnik płynności jest o połowę wyższy, niż wynosi obowiązujące minimum. Nowe zasady nie muszą więc mieć wpływu na chęć do udzielania kredytów we wszystkich bankach. Pomogą jednak mniejszym instytucjom, które nie mają dużo depozytów i są w większym stopniu niż konkurencja uzależnione od rynku hurtowego.
– Zmiana normy płynnościowej to będzie rozwiązanie przejściowe, które utrzymamy tak długo, jak długo będziemy mieć do czynienia ze spowolnieniem w gospodarce – zaznacza Wojciech Kwaśniak. Dodaje, że podobne rozwiązanie wprowadził niedawno Bank Anglii, choć w Wielkiej Brytanii nie ma nadpłynności sektora.
Dlaczego nadzorowi zależy na ożywieniu akcji kredytowej? Wprawdzie wartość kredytów dla firm była w końcu sierpnia o 12,7 proc. wyższa niż rok wcześniej, ale na przykład w kredytach inwestycyjnych dla dużych przedsiębiorstw mieliśmy do czynienia z wyhamowaniem rocznej dynamiki do niespełna 7 proc. z blisko 10 proc. miesiąc wcześniej.