Sprzedawca – na dzisiaj to zawód bez przyszłości, otwierający listę zajęć, w których najwięcej Polaków nie ma zatrudnienia. Jak wynika z najnowszych danych resortu pracy i polityki społecznej, na koniec czerwca br. w urzędach zarejestrowanych było ich ponad 158 tys. (rok wcześniej 149 tys.). Skąd taka plaga bezrobocia w tym zawodzie, skoro marketów przybywa, a sprzedaż detaliczna – wziąwszy pod uwagę światową koniunkturę – ma się całkiem nieźle (w sierpniu wzrosła o 2,3 proc. r./r.)?

Eksperci tłumaczą, że to efekt m.in. przybierającej na sile fali upadku małych osiedlowych sklepów. Nie wytrzymują one konkurencji z rozrastającymi się sieciami dyskontów. W tym roku otwarto ponad 200 tego typu placówek i jest ich już 2,8 tys. – Ocenia się, ze jedno miejsce pracy w dyskoncie to utrata kilku w handlu tradycyjnym – wyjaśnia Maciej Ptaszynski, dyrektor generalny Polskiej Izby Handlu. – W handlu jest duża rotacja pracowników, m.in. ze względu na stosunkowo niskie zarobki – twierdzi Andrzej Falinski, dyrektor generalny w Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.

Na drugim miejscu w rankingu są ślusarze. W rejestrach bezrobotnych jest ich 43 tys., czyli o 3 proc. więcej niż przed rokiem. – To dziwne, bo znalezienie dobrego fachowca w tym zawodzie graniczy z cudem – mówi Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego. Jego zdaniem bezrobocie wśród ślusarzy bierze się stad, ze nie podążają oni za pracą do innych miejscowości. Z tą teorią zgadza się Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Invest- -Banku. – Ponadto część osób nie może znaleźć zajęcia, bo nie ma specjalistycznych umiejętności oczekiwanych przez pracodawców.

Jego zdaniem takie same są przyczyny wysokiego bezrobocia wśród innych zawodów: techników mechaników (23,9 tys. bezrobotnych) czy np. spawaczy (blisko 4,8 tys. bezrobotnych). W sprawie tych ostatnich głos zabrał sam premier Donald Tusk: „Spawaczy mamy o wiele za mało. Wiem, ze to brzmi mało dumnie, ale lepiej być pracującym, dobrym spawaczem niż kiepskim politologiem bez pracy” – mówił przed tygodniem. Najwyraźniej jednak nie do końca zapoznał się ze statystykami, bo bezrobotnych politologów jest 3,6 tys. – o 1,2 tys. mniej niż spawaczy.

W czołówce najbardziej zagrożonych bezrobociem od lat znajdują się te same profesje. Oprócz sprzedawców i ślusarzy w rejestrach pośredniaków bardzo dużo jest murarzy (33,2 tys.) i robotników budowlanych (33 tys.).

– To dlatego, że ich branża się kurczy i tracą pracę. W tym roku sady ogłosiły już upadłość 147 firm budowlanych, a to jeszcze nie koniec bankructw – uważa prof. Zofia Bolkowska, ekspert rynku budowlanego z Wyższej Szkoły Zarządzania i Prawa.

Zdecydowane pogorszenie koniunktury odczuwają nie tylko przedsiębiorstwa realizujące różnorodne przedsięwzięcia infrastrukturalne, lecz także te, które zajmują się budownictwem mieszkaniowym. Świadczy o tym choćby to, ze w pierwszych trzech kwartałach tego roku liczba mieszkań, których budowę rozpoczęto, skurczyła się aż o 9 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego.

Murarze i pracownicy budowlani rejestrują się w pośredniakach także z innego powodu. Duża ich część tradycyjnie pracuje w szarej strefie. Stosunkowo łatwo znajdują oni zatrudnienie przy budowie domów prywatnych wznoszonych często w systemie gospodarczym, w którym praktycznie nie funkcjonują umowy o prace. Ci, którzy pracują w ten sposób, rejestrują się w urzędach pracy tylko po to, aby uzyskać bezpłatny dostęp do publicznej służby zdrowia.

Podobnie postępują także szwaczki, których w rejestrach bezrobotnych jest blisko 24 tys., oraz ci, którzy maja zawód krawca (33,3 tys.). – Jest duży popyt na pracowników z tymi kwalifikacjami, ale część pracuje w szarej strefie i nie jest zainteresowana legalnym zatrudnieniem – twierdzi Bogusław Słaby, prezes Polskiego Związku Pracodawców Prywatnych Producentów Odzieży i Tkanin.

Pierwsze miejsce na liście bezrobotnych nierobotniczych zajmuje technik ekonomista. Te profesje ma aż blisko 40 tys. zarejestrowanych w urzędach pracy. Zdaniem ekspertów tak duża liczba bezrobotnych w tym zawodzie wynika z nasycenia rynku pracownikami z takimi kwalifikacjami. Pracy nie maja nawet ekonomiści z wyższym wykształceniem (16 tys. bezrobotnych). A wśród bezrobotnych z dyplomem wyższej uczelni dużo jest też m.in. specjalistów od marketingu, socjologów i filologów.

Ale bezrobotnych można znaleźć w każdym zawodzie. W urzędach pracy zarejestrowanych jest np. ponad 1,1 tys. dziennikarzy, sześciu polityków wyższego szczebla, trzech zakonników oraz pięciu duchownych wyznania rzymskokatolickiego.