Najważniejsze kraje Europy mają zupełnie inną wizję unii bankowej.
Spór dzieli kraje, które są w strefie euro i te poza nią. Pierwsze chcą, aby Europejski Bank Centralny sprawował nadzór nad bankami całej Wspólnoty. Druga grupa, z Wielką Brytanią na czele, nie chce znaleźć się pod kontrolą instytucji, na której działanie nie ma wpływu. Dlatego David Cameron domaga się, aby o losie banków komercyjnych decydowały dwa odrębne głosowania: krajów unii walutowej oraz pozostałych państw UE.
Wczoraj spór dodatkowo podgrzał prezes Banku Francji, jeden z najbardziej wpływowych członków Rady EBC, Christian Noyer. Jego zdaniem sytuacja, w której 40 proc. transakcji walutowych z udziałem euro jest przeprowadzanych w Londynie (dużo więcej niż w innych ośrodkach finansowych unii walutowej), jest aberracją. Zdaniem Francuza sytuacja się zmieni wraz z umocnieniem roli EBC jako nadzorcy systemu bankowego.
Kompromisową propozycję zgłosili stojący teraz na czele Unii Cypryjczycy. Zgodnie z ich koncepcją EBC miałby co prawda nadal sprawować nadzór nad bankami, ale kraje spoza Eurolandu mogłyby ignorować jego polecenia. Takie rozwiązanie nie zadowala jednak żadnej ze strony.
Reklama
Ale i w ramach samych krajów strefy euro nie ma zgody co do tego, jak ma wyglądać unia bankowa. Francja chciałaby, aby nadzór obejmował wszystkie banki komercyjne, których łącznie jest ponad 6 tys. Niemcy przeciwnie, uważają, że EBC musi ograniczyć się do kontroli jedynie największych instytucji finansowych. Oficjalnie Berlin tłumaczy, że bank centralny nie ma wystarczających możliwości, aby śledzić działalność tak dużej liczby instytucji finansowych. Faktycznie jednak Berlin chce utrzymać niezależność landesbanków, specyficznie niemieckiej instytucji mocno powiązanej ze światem polityki.
Plany zakładają, że unia bankowa zacznie działać już od styczniu przyszłego roku.