Część placówek zdecydowała się na kody kreskowe. Inne pozostaną przy wersji analogowej opaski – drukarka i plastikowa obrączka będą musiały wystarczyć. Powodem jest brak pieniędzy na wprowadzenie e-systemu.
Koszt jednej opaski nie jest duży – jak wylicza resort zdrowia – może wynieść od kilku do kilkudziesięciu groszy. Jednak do tego dochodzi oprogramowanie 6 tys. zł, drukarka 3 tys. zł, czytnik 1300 zł, szkolenia dla pracowników i konserwacja – razem co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dyrektorzy szpitali przekonują, że mają inne priorytety. Część więc na razie wstrzymuje się z kupnem czytników i wybiera najprostszą wersję.
Na przykład Szpital im. Jana Biziela w Bydgoszczy kilka miesięcy temu wprowadził opaski, ale na razie tylko z imieniem i nazwiskiem bez żadnych dodatkowych urządzeń. – Tak, by do tego przyzwyczaił się personel i pacjenci – mówi Kamila Wiecińska, rzeczniczka placówki. Na razie szpital nie podjął żadnych działań, by kupować do tego specjalne oprogramowanie. Podobnie jest w woj. opolskim. – Na razie zaopatrzyliśmy się w drukarki i zastanawiamy się, co znajdzie się na opaskach. Czy to będzie jakiś numer, może wprowadzimy kolory, które by wskazywały na to, z którego oddziału jest pacjent – mówi Mirosław Wójciak, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Szpitali Pulmonologiczno-Reumatologicznych.
Jak tłumaczy Wójciak – kod kreskowy oznacza, że każdy by musiał mieć przy sobie czytnik: pielęgniarka idąca z lekami czy ta, która chce dać zastrzyk. To z kolei oznacza konieczność zakupu tabletów, co jest niebagatelnym wydatkiem.
Reklama
Z kolei w zespole szpitali tczewskich trwają przygotowania do zakupu pełnego zestawu. Ale dyskusje, co się ma znaleźć na opaskach, nadal trwają. Największe kontrowersje pojawiają się w przypadku noworodków.
– Obawiamy się sytuacji z zainfekowaniem programu czy zepsuciem czytnika. Wówczas możemy mieć do czynienia z o wiele większym problemem z identyfikacją niż zwykłe imię i nazwisko na nadgarstku. Zastanawiamy się, czy noworodki nie będą miały dwóch opasek – mówi Janusz Boniecki, prezes szpitali tczewskich.
Takie wątpliwości ma wiele placówek. Jednak te szpitale, które już wprowadziły opaski i cały system informatyczny, podkreślają, że choć początkowo jest to spora inwestycja, to docelowo liczą na oszczędności. Jak tłumaczy Agnieszka Kujawska-Misiąg, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, dzięki temu mogą lepiej kontrolować wydatki na pacjenta.
– Kiedy chory przychodzi do szpitala, otrzymuje swój numer identyfikacyjny i opaskę. Jego obecność jest rejestrowana w systemie i dopóki nie zostanie wypisany, nie zwalnia się łóżko i nie można przyjąć nowego pacjenta – mówi Kujawska-Misiąg i dodaje, że historia choroby jest automatycznie uzupełniana o wyniki badań laboratoryjnych.
Niezależnie, czy przyniesie to więcej kosztów, czy oszczędności, wszystkie placówki będą musiały dostosować się do nowych przepisów. Zgodnie z zapowiedziami Ministerstwa Zdrowia niespełnienie obowiązku oznacza groźbę wykreślenia z rejestru podmiotów prowadzących działalność leczniczą. Sprawdzać to będą m.in. wojewodowie.