Bernard Zand pracuje dla niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”. W mieście Bijie, w prowincji Guizgou zbierał informacje dotyczące tragicznej śmierci pięciu bezdomnych chłopców, którzy zaczadzili się rozpalając nocą ognisko w kontenerze na śmieci. Zand dotarł do chińskiego dziennikarza, który po ujawnieniu tej historii na kilka tygodni trafił do aresztu.

Podczas pobytu w Bijie pokój niemieckiego korespondenta w prestiżowym hotelu Kempinski został splądrowany. Dane z komputera wykasowano, a zniszczenie całego sprzętu wytłumaczono pękniętą rurą wodociągu. Pokój został bowiem także zalany. Przed podobnymi sytuacjami zagranicznych dziennikarzy w Chinach ostrzegł już Klub Korespondentów Zagranicznych.

>>> Czytaj też: 10 państw z najgorszą cenzurą na świecie: Erytrea, Białoruś i Iran w czołówce

Dziennikarze się buntują

Reklama

Przed budynkiem wydawnictwa, które jest właścicielem „Nanfang Zhuomo”, wczoraj przez cały dzień trwał protest przeciwko cenzurze w Chinach. Uczestniczyło w nim około 300 osób. Wiele z nich przyniosło ze sobą transparenty, na których widniały apele o wolność słowa. To pierwszy tego typu strajk w Chinach od protestów na Tiananmen. Protestujący, przed siedzibą redakcji, gdzie strajkują dziennikarze, składali także kwiaty. Policja fotografowała uczestników protestu. Co najmniej kilka osób spisano.

Protestujący dziennikarze żądają dymisji głównego cenzora Kantonu Tuo Zhen, oskarżając go o coraz większą ingerencję w pismo. Lokalne media, szczególnie tygodnik „Nanfang Zhuomo”, uznawane są za najbardziej liberalne w kontynentalnych Chinach.

>>> Czytaj też: Koniec obozów pracy w Chinach?