„Czeka nas bardzo poważna zmiana kulturowa. Ale jest ona nieunikniona” – cytuje Migauda dziennik „Le Figaro”. Aby zasypać dziurę budżetową, tylko w ostatnich dwóch latach Francja podniosła podatki o kolejne 65 mld euro. W ten sposób stała się tym krajem Unii Europejskiej, w którym sektor publiczny pochłania największą część PKB (57 proc. wobec 51 proc. w Szwecji i 41 proc. w Polsce). – Dalej tak się nie da, bo z powodu nadmiernych obciążeń podatkowych wzrost naszej gospodarki został zduszony, a dodatkowo konkurencja fiskalna jest w Europie bardzo duża – punktował Migaud. Jego zdaniem konieczne są więc takie same cięcia, jakie przeprowadzają sąsiedzi: Hiszpania, Włochy czy Wielka Brytania.

Jak choćby zredukowanie pomocy dla rodzin z dziećmi (obecnie 100 mld euro) i wsparcia przedsiębiorstw publicznych (dziś 80 mld euro) czy ograniczenie liczby funkcjonariuszy (5,1 mln osób). W tym roku w najlepszym razie francuska gospodarka urośnie o 0,4 proc. – to pięciokrotnie wolniejszy wzrost w Polsce. Już teraz bezrobocie (według metodologii Eurostatu) jest we Francji prawie takie samo (10,5 proc.) jak we wciąż wyraźnie uboższej Polsce (10,6 proc.). A przecież cięcia w wydatkach publicznych oznaczałoby dalsze pogorszenie na kilka lat tych wskaźników, zanim kraj zacząłby zbierać owoce odważnych decyzji przywódców.

>>> Polecamy: Sondaż: Francuzi nie wierzą, że bezrobocie spadnie

Niestety, wiele wskazuje na to, że notujący katastrofalne wyniki w sondażach Socjaliści, nie mają śmiałości pójść tą drogą. Na pierwszym posiedzeniu w tym tygodniu nowego zespołu rządu ds. modernizacji akcji państwa premier Ayrault o cięciach nie chciał mówić. Maksimum jego ambicji to spowolnienie wzrostu wydatków sfery publicznej.

Reklama

Do końca kadencji Hollande’a miałyby one rosnąć o 0,5 proc. rocznie wobec 2,3 proc. w latach 2002–2007 i 1,3 proc. między 2007 a 2012 rokiem. Gdy kadencja Francois Hollande’a dobiegnie końca w 2017 r., kraje południa Europy, które o mały włos nie zbankrutowały, będą zapewne miały już za sobą bolesną kurację odchudzającą. – Wówczas już nie tylko Niemcy, ale nawet Hiszpania może pobić pod względem konkurencyjności Francję, jeśli ta nie zdecyduje się na odważne reformy dziś – ostrzega „Le Figaro”. Wtedy drastyczne cięcia i tak będą konieczne. Ale zostaną dokonane pod dyktando rynków finansowych, a nie z inicjatywy demokratycznie wybranego rządu – dodaje gazeta.