Choć stan zdrowia Polaków jest lepszy niż 10–20 lat temu, to statystyczne dziecko urodzone w 2010 r. i tak będzie miało przed sobą krótsze życie niż mały Szwajcar, Niemiec, Anglik czy Włoch.

Na polską statystykę długości życia wpływa duża grupa osób zagrożonych ubóstwem, z reguły gorzej wykształconych – wynika z raportu „Społeczne nierówności w zdrowiu Polaków” przygotowanego przez ekspertów z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, resortu zdrowia i Instytutu Statystyki i Demografii SGH. Z wyliczeń naukowców wynika, że dzieci urodzone w rodzinach, które stać na pokrycie kosztów wieloletniej edukacji, jedzenie dobrej jakości i dobrą opiekę medyczną, będą żyć dłużej. Polski trzydziestolatek z wyższym wykształceniem przeżyje jeszcze średnio 48,5 roku, czyli mniej więcej tyle samo, ile jego rówieśnik we Francji, w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Za to statystyczny trzydziestoletni Polak z wykształceniem podstawowym i zawodowym będzie żył o 12,2 roku krócej, czyli umrze, mając 66,5 roku. Podobnie jest w przypadku kobiet. Te z wyższym wykształceniem średnio dożyją 83,2 lat, zaś te najsłabiej wykształcone umrą o 5–6 lat wcześniej.

Dlaczego tak się dzieje? – Wykształcenie ma duży wpływ na styl życia oraz poziom dochodów – przyznaje dr Piotr Szukalski, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego. – Osoby wykształcone lepiej się odżywiają, częściej chodzą na badania kontrolne.

Sporo też zależy od regionu, w którym się mieszka. W statystykach krajowych negatywnie wyróżniają się województwa łódzkie oraz śląskie, gdzie mieszkańcy najczęściej chorują na nowotwory czy schorzenia kardiologiczne. Średnia wieku (zwłaszcza u mężczyzn) jest tam o rok, a nawet półtora roku niższa niż w innych województwach, podobnie jak przeżywalność pacjentów dotkniętych poważnymi chorobami.

Reklama

Najzdrowsi i najbardziej długowieczni są mieszkańcy południowo-wschodniej Polski. Statystyczny mężczyzna z woj. małopolskiego czy podkarpackiego żyje 73 lata, podczas gdy z łódzkiego – 69 lat, a warmińsko-mazurskiego – 70 lat. Dzieje się tak z wielu powodów, ale jeden jest najważniejszy: im niższa stopa bezrobocia i wyższy odsetek osób z wyższym wykształceniem w regionie, tym średnia wieku dłuższa. Ma to znaczenie zwłaszcza w przypadku mężczyzn, którzy skazani na bezrobocie, gorszej niż kobiety radzą sobie ze stresem, szybciej popadają w uzależnienia, a w efekcie chorują i umierają.

Polacy nie czują się zdrowo

Wiadomo, że na długość życia oraz kondycję zdrowotną społeczeństwa ogromny wpływ ma wysokość nakładów na opiekę medyczną, profilaktykę, propagowanie zdrowego stylu życia. Pod tym względem na tle innych krajów Unii Europejskiej Polska wypada blado. I choć nakłady na zdrowie od lat rosną, to i tak są znacznie niższe niż w wysoko rozwiniętych krajach. W Polsce wynoszą one nieco ponad 7 proc. PKB, podczas gdy w Niemczech 11,6 proc., we Francji 11,7 proc., a w Wielkiej Brytanii 9,6 proc. W Polsce na jedną osobę wydatki na zdrowie wynoszą 1389 dol., we Francji – 3974 dol., a Niemczech – 4338 dol. Nawet w u naszych południowych sąsiadów kwoty te są większe niż u nas: w Czechach jest to 1884 dol., natomiast na Słowacji – 2095 dol. Z 35 krajów OECD mniejsze nakłady na zdrowie mają tylko Węgry, Turcja, Estonia i Meksyk. I choć nawet w Wielkiej Brytanii czy we Francji pacjenci twierdzą, że na leczenie powinno iść jeszcze więcej pieniędzy, to swój stan zdrowia oceniają lepiej niż Polacy.

Już samo kurtuazyjne pytanie „jak zdrowie?” wywołuje u statystycznego Polaka lawinę żalów. Z danych GUS wynika, że aż 42 proc. dorosłych ocenia swoją kondycję zdrowotną jako złą lub bardzo złą. To co prawda o 4 pkt proc. mniej niż w 2005 r., ale i tak znajdujemy się dopiero na 25. miejscu spośród 30 przebadanych krajów europejskich. Gorzej niż Polacy swoje zdrowie oceniali Łotysze, Litwini, Estończycy, Portugalczycy i Węgrzy. Najlepsze samopoczucie mieli zaś Irlandczycy, Szwajcarzy, Szwedzi, Brytyjczycy i Islandczycy.

Dłuższe życie – więcej chorób

Co gorsza, co trzeci Polak twierdził, że cierpi na chorobę przewlekłą, czyli taką, która powoduje pogorszenie jakości życia, mniejszą efektywność w pracy, a w efekcie gorszą sytuację finansową.

Najwięcej osób z długotrwałymi problemami zdrowotnymi żyje w Finlandii i Estonii (43–44 proc. dorosłych), a następnie we Francji, w Niemczech, na Węgrzech, w Słowenii, Wielkiej Brytanii i Austrii. Najmniej z kolei w Bułgarii, Rumunii i Grecji. Duża liczba cierpiących na choroby przewlekłe nie jest jednak związana z wysokością nakładów na służbę zdrowia, ale przede wszystkim z wysokim odsetkiem osób po 65. roku życia. W Polsce ta grupa wiekowa stanowi obecnie 13,6 proc., ale w 2035 r. ma to już być 27,3 proc. Z roku na rok będzie więc przybywało osób cierpiących na udary mózgu, chorobę Parkinsona, zwyrodnienia kręgosłupa, stawów biodrowych i kolanowych.

Obecnie Polacy nie najgorzej wypadają na tle badanych krajów pod względem zachorowań na astmę, choroby płuc, depresję oraz cukrzycę. W Polsce na astmę cierpi 3,6 proc. dorosłych Polaków, podczas gdy w Niemczech jest to 5,3 proc., w Austrii – 4,3 proc. a we Francji – aż 7 proc. Stosunkowo niewielki jest również odsetek chorych na depresję. W Polsce wynosi on 2,1 proc., podczas gdy w Belgii 5,6 proc., w Hiszpanii – 5,3 proc., na Malcie – 4,7 proc., a na Węgrzech – 4,9 proc.

Za to prawdziwą plagą jest zbyt wysokie ciśnienie. Choruje na nie aż 24,6 proc. dorosłych Polaków. Większy odsetek jest tylko w Bułgarii (26,5 proc.), w Niemczech (27,4 proc.), na Cyprze (26,5 proc.), Słowacji (29,7 proc.) i Węgrzech (35,4 proc.). Na przeciwległym biegunie są m.in. Francja, gdzie na choroby związane z nadciśnieniem choruje tylko 14,7 proc., Belgia (17,8 proc.) i Turcja (15,6 proc.). Przyczyny nadciśnienia są często genetyczne, ale ogromny wpływ na tę dolegliwość mają również sposób odżywiania i tryb życia. Od lat wiadomo, że ludzie unikający aktywności fizycznej, palący papierosy i jedzących tłusto znacznie bardziej narażeni są na choroby układu krążenia. Dlatego w Belgii, gdzie prawie 60 proc. populacji przyznaje się do codziennej aktywności fizycznej, odsetek osób z nadciśnieniem jest stosunkowo niewysoki. Francuzów z kolei ratuje zdrowa dieta.

Śmiertelne udary

Aż 48 proc. wszystkich zgonów w Polsce spowodowanych jest chorobami układu krążenia. Główne przyczyny to zawał serca i udar mózgu. Umieralność z powodu udarów jest w Polsce jedną z najwyższych w Europie, obok Rosji, Bułgarii i Węgier. Na szczęście liczba osób umierających z powodu chorób krążenia z roku na rok maleje. Wynika to przede wszystkim ze zmiany trybu życia: lepiej się odżywiamy, mniej palimy i więcej się ruszamy. Ogromne znaczenie ma też rozwój kardiologii interwencyjnej, która skutecznie ratuje życie pacjentów z zawałem serca.

Z danych statystycznych wynika, że na choroby układu krążenia częściej umierają mieszkańcy wsi niż miast. Zawał najbardziej zagraża życiu mieszkańców województwa śląskiego, a najmniej osobom mieszkającym w woj. lubelskim.

Drugą polską plagą są nowotwory. W 2010 r. rak był przyczyną śmierci 26 proc. mężczyzn i 23 proc. kobiet. W zastraszającym tempie rośnie też liczba zdiagnozowanych co roku przypadków. Tylko w 2010 r. wykryto ok. 135 tys. zachorowań na raka, podczas gdy w 1963 r. było ich 35,4 tys.

W porównaniu z innymi krajami UE nie jest u nas pod tym względem jednak najgorzej: z ostatniego raportu OECD wynika, że w 2008 r. na raka zachorowało u nas 258 na 100 tys. osób, czyli mniej niż wynosi średnia dla całej UE (260 na 100 tys. osób). Najwięcej nowych ofiar raka zanotowano w Belgii, Niemczech, we Francji, w Islandii i Norwegii (powyżej 290 przypadków na 100 tys. mieszkańców). Najmniej zaś na Cyprze, w Grecji, na Malcie i w Turcji (mniej niż 255 na 100 tys.). Naukowcy są zgodni: na statystyki wpływ ma genetyka, styl życia, stopień industrializacji, a przede wszystkim tempo starzenia się społeczeństwa.

Dlatego będzie gorzej: według Krajowego Rejestru Nowotworów w 2025 r. rak prawdopodobnie zostanie wykryty u ok. 180 tys. Polaków. Przybywać będzie również chorych w innych krajach UE.

Polska z walką z nowotworami radzi sobie słabiej niż większość krajów UE. Pacjenci, u których lekarze zdiagnozowali nowotwór, żyją z reguły krócej niż Niemcy, Duńczycy i Francuzi. Znacznie słabiej niż w innych krajach udaje mam się też obniżyć wskaźnik umieralności na nowotwory. Na przykład w Finlandii spadł on ze 125 zgonów na 100 tys. mieszkańców w 1950 r. do 75 zgonów w 2010 r. U nas niestety w tym czasie wskaźnik ten wzrósł ze 100 zgonów na 100 tys. mieszkańców do 110 zgonów. Nawet w Czechach, gdzie w latach 90. wprowadzono kilka programów walki z rakiem, udało się zmniejszyć wskaźnik umieralności ze 130 do 110 zgonów. W Polsce stosunkowo najlepsze efekty uzyskuje się w walce z rakiem piersi i płuc, ale niestety wzrasta umieralność z powodu nowotworu prostaty i jelita grubego. Powód? W dalszym ciągu rzadziej niż mieszkańcy krajów zachodnich chodzimy na badania kontrolne, nie jemy tak zdrowo jak oni i więcej palimy. A na borykający się z problemami finansowymi i organizacyjnymi system ochrony zdrowia w Polsce możemy liczyć w mocno ograniczonym stopniu.