Było tu wszystko. Dziwne gwarancje państwa, koledzy ważnych polityków i oni sami, ciekawość prokuratury i odmienne poglądy sądów. Przypominamy aferę z laboratorium frakcjonowania osocza.
Zaradni biznesmeni wiedzą nie od dziś, że służba zdrowia była, jest i wszystko wskazuje, że nadal będzie maszynką do zarabiania pieniędzy. Jeśli ja nie mam nic, ty nie masz nic i on nie ma nic (poza przyjaciółmi na stanowiskach), najlepiej stworzyć Laboratorium Frakcjonowania Osocza i wyciągnąć od państwa 21 mln dol.
Pomysł, że trzeba zbudować w Polsce przetwórnię osocza, pojawił się w 1994 r. w związku z ogromnymi kosztami sprowadzania preparatów krwiopochodnych i ich produkcji za granicą z krwi pobranej w kraju. Komisja Ministerstwa Zdrowia uznała pod koniec 1995 r., że lepiej niż duże zagraniczne koncerny spisze się Nedepol – mała krajowa firma bez doświadczenia i technologii, ale za to z planem budowy podobnej fabryki w Omsku. Jak sugerowały później media, Nedepol nie miał może kapitałów pieniężnych, ale za to dysponował dużym kapitałem społecznym w postaci powiązań ze środowiskiem Aleksandra Kwaśniewskiego. Zawiązana przez Nedepol spółka Laboratorium Frakcjonowania Osocza należała w większości do Polaka z brytyjskim paszportem Zygmunta N., ale 8 proc. udziałów wykupił Włodzimierz W., według mediów dobry znajomy prezydenckiej pary. – Kapitał zakładowy spółki wynosił 100 tys. zł, podczas gdy koszt inwestycji szacowano na 52 mln dol. – mówił później prokurator badający sprawę.
Budowa ruszyła z kopyta. Już jesienią 1996 r. wmurowano kamień wegielny pod budowę fabryki LFO w Mielcu, w czym uczestniczyli m.in. szef BBN Marek Siwiec, wiceminister skarbu Wiesław Kaczmarek i minister zdrowia Jacek Żochowski. Jak się okazało, uroczyste otwarcie z udziałem tuzów urządzono, gdy spółka LFO nie miała jeszcze ani pozwolenia na budowę (dostała je dopiero w drugiej połowie 1997 r.), ani pieniędzy, bo była dopiero w trakcie starań o gwarancje rządowe na kredyt. Poszczególne resorty wezwane do konsultacji w sprawie wydawały sprzeczne opinie co do celowości gwarantowania tej inwestycji, jednak wskutek toczących się jednocześnie reform administracji rządowej (m.in. likwidacji Centralnego Urzędu Planowania) decydujący głos należał do Wiesława Kaczmarka, wówczas już szefa nowo powstałego Ministerstwa Gospodarki. Kaczmarek najpierw uznał, że nie ma potrzeby wspierać firmy, która „inwestując na terenie specjalnej strefy ekonomicznej i tak otrzymuje znaczne ulgi finansowe”. Miesiąc później zmienił jednak zdanie i w piśmie niezawierającym żadnego szczegółowego uzasadnienia stwierdził, że wyraża „pozytywną opinię o celowości udzielenia poręczenia”. Głównie na tej podstawie Ministerstwo Finansów przesłało Radzie Ministrów projekt uchwały o udzieleniu gwarancji na 60 proc. kredytu na budowę fabryki LFO, co oznaczało, że wartość zobowiązania Skarbu Państwa wyniosła niemal 26 mln dol. Kredytu udzieliło LFO konsorcjum banków z Kredyt Bankiem na czele, a produkcja miała ruszyć pod koniec 1999 r.
Reklama
Do zakończenia budowy jednak nigdy nie doszło, zwłaszcza że po wyborach w 1997 r. do władzy przyszła nowa ekipa. Atmosfera wokół LFO zaczęła się psuć. Sprawę konkursu i udzielenia gwarancji LFO opisała latem 1998 r. „Rzeczpospolita”, a w spółce zaczęły się kontrole Ministerstwa Finansów. Pod koniec 1998 r. ówczesny minister finansów Leszek Balcerowicz zwrócił się do Kredyt Banku o wstrzymanie wypłat z kredytu poręczonego przez Skarb Państwa, ale został przez bank zignorowany. Budowa LFO była dla udziałowców dojną krową przez kolejny rok, a prokuraturę zawiadomił dopiero w połowie 2001 r. generalny inspektor kontroli skarbowej. Jak się okazało, miliony dolarów z kredytów najprawdopodobniej bezpowrotnie wyprowadzono za granicę. Po LFO zostały niedokończone budynki fabryczne, kilka urządzeń, nieopłaceni podwykonawcy i ok. 140 mln zł długów gwarantowanych po części przez państwo. W 2003 r. Kredyt Bank zażądał od Skarbu Państwa wypłaty 14,3 mln dol. i choć kierowane przez Grzegorza Kołodkę Ministerstwo Finansów odmówiło, to w 2006 r. komornik wyegzekwował od Skarbu Państwa 60,9 mln zł w związku z poręczonym kredytem.
Jednocześnie toczyło się śledztwo w związku z odpowiedzialnością za aferę. Prokuratura postawiła w 2004 r. zarzuty nadużycia uprawnień i działania na szkodę interesu publicznego Kaczmarkowi i wiceminister finansów Halinie Wasilewskiej-Trenkner, przy czym oskarżenie nastąpiło wkrótce po ujawnieniu przez Kaczmarka afery Orlenu, więc nie tylko były minister gospodarki uznał, że jest to odwet za ujawnienie kulis przejęcia kontroli nad koncernem paliwowym. Sądy I instancji uniewinniły obydwoje w 2009 r., ale sądy apelacyjne uchyliły te wyroki, sprawa nie jest więc zakończona.
Polityczne zawirowania nie ominęły także śledztwa przeciw właścicielom LFO. Jak zeznawał w prokuraturze Mariusz Łapiński, w czasie gdy był ministrem zdrowia, w 2002 r. środowisko Kwaśniewskiego naciskało go, by podległy mu resort przejął inwestycję, dokończył budowę i pomógł zatuszować aferę. – Aleksander Kwaśniewski siedział obok mnie [na spotkaniu, w którym mieli też uczestniczyć szef gabinetu prezydenta Marek Ungier, szef kancelarii premiera Marek Wagner, szef UOP Zbigniew Siemątkowski i Włodzimierz W. – red.] i zajadał wiejską szynkę, którą postawiono na stole, ale na spotkaniu pojawił się bynajmniej nie z kulinarnych powodów – mówił później Łapiński. Prokuratura wszczęła odrębne śledztwo w tej sprawie, zorganizowała nawet konfrontację Łapiński – Kwaśniewski, ale sprawa została umorzona. Po dziewięcioletnim śledztwie do sądu trafiła zaś w 2010 r. sprawa właścicieli LFO, którym grozi do 10 lat więzienia.
W 2010 r. Ministerstwo Zdrowia ogłosiło też nowy konkurs na budowę zakładu przetwarzania osocza w Polsce. – Tym razem państwo nie dołoży ani złotówki i nie udzieli żadnych gwarancji ani poręczeń – zarzekało się ministerstwo. Zobaczymy.